Przeglądając różne figurki do malowania, trafiłem na Conquest i jestem pozytywnie zaskoczony.
Przyszedł czas, aby odpocząć od malowania figurek z uniwersum Warhammera. Poczułem przesyt. Co prawda zdecydowanie częściej wybieram składanie dużych modeli, głównie Gundamów, ale nie stronię również od brudzenia się farbą. Lubię to. Traktuję to jako mój sposób na odstresowanie się, zupełnie inny od tego, co zazwyczaj robię. Co najważniejsze, nie siedzę wtedy przed żadnym ekranem! Modelarstwo okazało się dla mnie sposobem na zresetowanie głowy. Dlatego często szukam, często mniej popularnych, systemów, które mogę skompletować. Tym razem mój wybór padł na figurki od cypryjskiej firmy Para Belleum.
Świat gier bitewnych nie kończy się na Warhammerze. Conquest to obiecujący system, którym warto się zainteresować!
Conquest to system opowiadający o starciu sześciu nacji w Eä. Świecie, który trudno uznać za przyjemny. Jest targany nieustającymi wojnami oraz lokalnymi konfliktami. Ze świecą szukać bezpiecznych przystani. Na dodatek na kontynencie zaczyna rosnąć w siłę starożytne zło, które pragnie pożreć pozostałych mieszkańców Eä. Ta podstawa fabularna może i brzmi sztampowo, ale na stronie projektu widać jak bardzo historia świata została już rozbudowana. Lepiej w Conquest nie szukać jednorożców oraz przyjaznych elfów. Są za to krasnoludy, nieumarli oraz konstrukty obdarzone wolą. Wszystkiego tego lepiej unikać, bo w Conquest mało kto szuka przyjaciół. Raczej wszyscy dążą do nieuchronnego starcia. Myślę, że to jest kluczowa kwestia. Bo zbieranie figurek to jedno, ale w to można też zagrać.
Conquest występuje w dwóch odsłonach. The Last Argument of Kings nastawione jest na dużą i długą bitwę. Natomiast First Blood to po prostu małe i średnie potyczki, w których większy nacisk kładzie się na jednostki. Można wybrać, jak chce się grać. Jedni wolą być strategami, którzy rzucają swoich wojowników w wir walki, a dla innych ciekawszym doświadczeniem może być osiąganie celów z pomocą niewielkich oddziałów.
Absolutnie nie trzeba kupować dwóch różnych zestawów figurek albo kości! Nic nie stoi na przeszkodzie, aby wybrać sobie frakcję, zacząć ją rozbudowywać, a potem raz grać w trybie wielkiej bitwy, a innym razem zmniejszyć liczbę wojaków i postawić na potyczkę. Jedne co trzeba zrobić, to przeczytać zasady, a potem się dostosować. Osobiście jestem fanem mniejszych starć, mocniej nastawionych na fabułę. Dlatego najbardziej zainteresowało mnie First Blood, które faktycznie ma w sobie spory potencjał. Bardzo podoba mi się większa dowolność w tworzeniu oddziałów. Mogą być budowane w trakcie samej rozgrywki, co pozwala na znacznie ciekawsze zarządzanie dostępnymi jednostkami. A same straty również mogą być bardziej odczuwalne. Żeby zagrać w First Blood potrzeba przynajmniej 20 jednostek, jednej postaci oraz przynajmniej 3 oficerów. To daje około 24 figurek.
Niezależnie od wybranego trybu rozgrywki w Conquest i tak trzeba skompletować armię. Ile to może kosztować?
To jest dobry moment, żeby porozmawiać o pieniądzach. Niestety, modelarstwo to kosztowne hobby, a ceny w Conquest nie odbiegają od tych, które widuję w innych systemach. W stosunku do najpopularniejszego, czyli Warhammera, nie jest ani drożej, ani taniej. Jest podobnie.
W oficjalnych sklepie jest dostępny specjalny zestaw dla dwóch graczy. W środku znajduje się 50 figurek, które trzeba złożyć i pomalować oraz podręczniki pozwalające na przeprowadzenie rozgrywki. Jest to ładny komplet dający możliwość stosunkowo szybkiego (jak ktoś składa i maluje w dobrym tempie) wejścia w świat Conquest. Cena? Około 780 złotych. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby armię skompletować samemu. Zacząć od zestawu startowego, a potem powoli wybierać wojowników, których chce się włączyć do swoich legionów. Tylko że wtedy koszt zdecydowanie rośnie. Zestawy figurek wahają się od 150 do 250 złotych, w różnych konfiguracjach, bo czasem dołączona jest jakaś specjalna postać. Te można kupować oddzielnie i jest to wydatek rzędu 100 lub 120 złotych. Myślę, że skompletowanie własnej armii, bez korzystania z zestawów startowych oraz pomijając koszt farb i pędzli, zamyka się w 1200 złotych. Daje to już duży wybór jednostek danej frakcji.
Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby zainwestować w jakiś mniejszy zestaw i po prostu dobrze się bawić. Wszystko zależy od tego, co chce się wyciągnąć z Conquest. Jest to gra bitewna, z silnie zaznaczonym aspektem kolekcjonerskim, a ktoś, kto interesuje się tym tematem, doskonale wie, że to nie jest tanie hobby.
Na szczęście cena idzie w parze z jakością. Jestem bardzo zadowolony z jakości odlewów, a także ich detali. Pomalowałem już jedną figurkę, jarla, i muszę przyznać, że była to przednia zabawa. Sam system nie ma absolutnie żadnych kanonicznych kolorów! Dlatego potencjalnego gracza ogranicza jedyna wyobraźnia oraz paleta dostępny kolorów. Każdy oddział może mieć własne barwy, co na pewno pozytywnie wpływa na wygląd potyczek. Malowanie figurek to, moim zdaniem, bardzo przyjemny element bitewnych gier kolekcjonerskich. Jak się nabierze trochę wprawy, to zaczynają powstawać rzeczy miłe dla oka. Dlatego, jeśli kogoś zmęczyło już uniwersum Warhammera, to szczerze zachęcam do zainteresowania się grą Conquest. Same figurki wyglądają świetnie, więc można nawet rozważyć kupno niewielkiego zestawu, pomalowanie go i postawienie na półce, aby można było go podziwiać.
Cyfrowe modelarstwo – znak czasów, kiedy modelujemy wirtualnie w Model Builder