Kupiłem obiektyw, który prócz samych wad ma tylko jedną zaletę – Lumix S 26mm f8 – pierwsze wrażenia

Autor:

Sporo emocji towarzyszy mi ostatnio na stałce. Wszystko związane albo ze świetnymi eventami, gdzie mogłem posmakować fotografii studyjnej na wypasionym sprzęcie, zakup długo poszukiwanego aparatu, a na końcu intensywny weekend z 4 sprzętami do testów.

P1085660

Łatwo nie jest, ale póki sprawia to frajdę, to nie ma mowy o ciężkiej pracy. Do tego jeszcze wszystkiego przypieczętowanie rekordu ruchu na stałce w równe 6 miesięcy od startu. Teraz do całości zestawu dorzucam zakup obiektywu, który ma w zasadzie liczne wady, a zaletę tylko jedną i to właśnie dla niej kupiłem Lumix S 26mm f8. Oto garść pierwszych wrażeń.

Lumix S 26mm f8 – mnoga ilość wad, pojedyncze zalety

Przede wszystkim skąd biorą się wszystkie te przymiotniki, opisujące ten obiektyw, takie jak: szalony, bezsensowny, niepotrzebny? Otóż całość wynika z tego, że ten obiektyw jest naprawdę specyficzny. To klasyczny pancake lens (naleśnik), który ma dawać ogniskową klasyczną dla standardów, a przy tym być maksymalnie mały, jak to tylko możliwe. I to o dziwo się Panasonicowi udało, bo ten obiektyw jest absurdalnie mały i lekki (18mm i 50g wagi!). /Szalony Aparat już mam, teraz czas na szalony obiektyw

Obiektyw o stałym światle f8, całkowitym brakiem gwintu do zasłonięcia szkła czy brakiem AF. To są absurdalne cechy powodujące, że nikt na ten obiektyw nawet nie spojrzy, biorąc pod uwagę, że trzeba i tak za niego zapłacić ponad 1 000 PLN. Przeglądając jednak recenzje tego szkła, byłem zdumiony i zaskoczony, jak ostry potrafi być, więc niewiele czekając, postanowiłem na niego zapolować. Miałem problem z wydatkiem 1 000 PLNów na taki sprzęt, więc szukałem w używkach. W bagnecie L nie ma raczej mowy o szerokim rynku sprzętów używanych, ale trafił mi się rodzynek, który miał być fabrycznie nowy i to w dodatku z FV, więc nie zastanawiałem się długo, tym bardziej że ktoś go sprzedawał w cenie 650 PLN. No i kupiłem.

P1085662 1

Urok zaklęty w niewielkiej obudowie

Po zdjęciu mojego domyślnego obiektywu z Sigmy Fp L, czyli 50mm f1.2 ART, nagle się okazało, że jestem w posiadaniu ultrakompaktowego zestawu, który z powodzeniem zmieści się w kieszeni. Mogłem zdemontować duży grip, który służył do wygodnego obcowania z 50tką, a zamontowałem akcesoryjny, mniejszy, który kupiłem od Sigmy. Tym sposobem otrzymałem najmniejszy aparat z pełną klatką, jaki kiedykolwiek trzymałem w rękach.

Oczywiście pozostał szereg niedogodności, jak brak AF i cała reszta, ale zdołałem zrobić kilka testowych zdjęć, który zobaczycie poniżej. Wracając jednak do zalet, to jego niesamowicie kompaktowa konstrukcja w jakiś niezdrowy sposób mnie zachwyca i nie wiem, czy to kombinacja niewielkich gabarytów z aparatem, czy samo (umówmy się tanie i dość ułomne) szkło. Pierwsze zdjęcia i pierwsza przestrzelona ostrość, to był czas na aktualizacje ustawień aparatu, tak by jeszcze sprawniej obsługiwać manualne ostrzenie. Focus peaking w kolorze magenta i podgląd zbliżenia to był strzał w dziesiątkę. Niewielki zakres ruchu pierścienia ostrzenia też pomaga, w efekcie nie ma potrzeby kręcenia pierścieniem wokół osi, a wystarczy na przestrzeni kilku cm. Ma on jedną wadę, której z początku nie brałem na serio, ale zapomnijcie o rozsądnym ISO czy czasie, kiedy próbujecie zrobić  w domu zdjęcia, a na dworze szaro. Przysłona f8 to prawdziwy party killer, niby wiedziałem, ale człowiek i tak zaskoczony.

Zrobiłem kilka testowych ujęć i wszystko działa, jak należy, a w połączeniu z Sigmą Fp L efekty są bardzo zadowalające. Oczywiście te kilka ujęć były stricte techniczne, bo weekend był pod znakiem Sigmy 28-105 f2.8 DG DN, ale i na tego malucha przyjdzie czas. Co jednak najważniejsze, Lumix S 26mm f8 rozwiązuje mi jeden znaczący problem. Mam szeroki kąt do czasu, kiedy wymyśle, co chciałbym ze stajni Sigmy jako uzupełnienie mojej 50tki.

Tymczasem do pełnego testu zostawiam Was z garścią fot samego obiektywu, jak i kilka fot, które nim zrobiłem.

Śledź stałkę na:

Last modified: 08 października 2024