Kupiłem Konica Hexar AF i nie pomyliłem się, to koszmarnie drogi ale i świetny analogowy aparat

Autor:

Długo to nie trwało, od momentu, w którym szukałem głównego aparatu do cykania zdjęć na filmie 35 mm. Początkowo miała być Leica M4-2, ale odpychała mnie skutecznie jej cena, a Konica Hexar AF była świetną tańszą, choć dalej drogą alternatywą. Właśnie kupiłem swój egzemplarz za górę pieniędzy, ale niczego nie żałuje, wręcz przeciwnie, nie mogę się nią nacieszyć. Oto garść pierwszych wrażeń w ramach cyklu #analoglife.

Zbierałem się kilka tygodni, żeby zrobić artykuł na temat listy swoich wymarzonych aparatów. Na szczycie list na pewno znalazłaby się Leica, najpewniej z modelem M6 lub M4-2, która jest nieco bardziej przystępna cenowo. Byłoby i jeszcze kilka innych modeli, ale nie zdradzam, bo ten materiał pewnie jeszcze powstanie. O ile Leica jest koszmarnie droga, o tyle uważam, że warta jest swoich pieniędzy, bo ceny tych aparatów rosną lawinowo, a więc to może być doskonała inwestycja. Dla mnie ta półka cenowa jednak pozostaje dalej w strefie marzeń, bo priorytety przepalania budżetu skupiają się od ponad 2 lat wokół domu i najpewniej to dopiero początek.

7h4Ns scaled

Dlatego pomyślałem, że czas znaleźć tańszą alternatywę, ale dalej aparat, który będzie moim głównym. Mam Nikona FE2, mam Mamiye 645 1000s, mam Olympusy mju/mju2, mam ostatnio kupioną Leice Z2X, a nawet dwie sztuki Yashic T AF, a jeszcze chwile przed sprzedażą miałem świetnego Nikona L35 AF. Znajomi patrzą na mnie jak na szaleńca, gdy mowie, że planuje zakup kolejnych aparatów, ale oczywiście nie po to, by je trzymać na półce, ale by znaleźć te, które sprawiają mi najwięcej frajdy i wówczas budować niewielką kolekcję. Ot świetne zabawa, przez doświadczanie.

Konica Hexar AF – wyjątkowa konstrukcja

W zasadzie pojawiło się kilku kandydatów, z naciskiem na cenę, ale i na jakość. Bardzo zainteresował mnie Contax G1, ale skutecznie odstraszył mnie niewielki wizjer, był Fujifilm Klasse, który zapowiadał się równie dobrze, ale ostatecznie to właśnie Konica Hexar AF przyciągnęła moją największą uwagę. Przede wszystkim bardzo charakterystyczną i nietypową konstrukcją, a później jak się okazało doskonałym szkłem 35 mm F2, który zbierał doskonałe recenzje. Zainteresowałem się tym modelem, obejrzałem sporo recenzji i pomyślałem, że to jest odpowiedź na moje potrzeby, by mieć świetny główny aparat, a nie wydawać 8-10k PLN na Leice.

eOBfn scaled

Problem, który miałem z tym aparatem, to niestety bardzo krótki czas, który aparat może osiągnąć, bo to raptem 1/250s. W efekcie przy słonecznych dniach pewnie bez filtra ND sie nie obejdzie, jeśli będę chciał zejść nieco z przysłoną. To właściwie też nieco mnie wstrzymywało przed zakupem, a była też odpowiedź Konici na ten problem: Hexar RF, który był tożsamą konstrukcją z możliwością wymiany obiektywów. Tam dodatkowo zastosowana bagatela 1/4000s! Długo rozmyślałem, ale opinie o RF były dość różne, jeśli chodzi o jego awaryjność, a i cena była też znacząco wyższa. Ostatecznie postanowiłem, że suma zalet Hexar AF jest większa niż jego wad i decyzja została właściwie podjęta, trzeba było rozpocząć polowanie.

mYubH scaled

W serwisie ogłoszeniowym pojawiła się ciekawa oferta tego aparatu za 3k PLN z możliwością negocjacji ceny. Wiedziałem, że to jest ten moment, tym bardziej że właściciel obiecywał jej stan bliski MINT, czyli bez żadnych uszkodzeń, bliski ideałowi. Dodatkowo średnia cena tych aparatów (a oglądałem je na bieżąco) wynosiła około 4-4,5k PLN, więc to mogłaby doskonała okazje. Po zweryfikowaniu jej pochodzenia i historii tego, jak była używana, w końcu ją kupiłem… za 2 500PLN. Góra pieniędzy, ale jej zakup sfinansowała mi sprzedaż Nikona L35 AF, który dalej uważam za niesamowicie piękny aparat z doskonałym szkłem (choć mi nie pasował feeling z jego korzystania, był toporny), a także sprzedaż jednego  FE2. Ot zamieniłem dwa aparaty na Konice.

Jest piękna!

Przede wszystkim Hexar AF ma niesamowicie zgrabne body. Konstrukcja jest dość kanciasta, ale obłości jej nie brakuje. Przypomina Leicę z serii M bardzo mocno (Hexar RF zdaje się czerpał inspiracje garściami z tej linii produktowej, ma nawet bagnet M). Swój egzemplarz dostałem z osłoną przeciwsłoneczną, a nawet i założonym filtrem UV, co cieszy, bo to znaczy, że ktoś o szkło faktycznie dbał.

Hexar AF doskonale leży w rękach, ale pomiar światła jest umieszczony tuż przy gripie, na charakterystycznej wypustce i naprawdę trzeba się mocno pilnować, żeby nie zasłonić go palcami, gdy trzymamy aparat. W górnej części urządzenia jest niewielki ekranik, który pokazuje najważniejsze informacje o przysłonie, czasie czy ustawieniach. Nie brakuje guziczków do regulacji ustawień i charakterystycznego pokrętła do wyboru przysłony. Był jakiś taki dziwny trend, że wszyscy uciekli z tym z pierścienia wokół obiektywu, właśnie na obrotowe pokrętła, co w perspektywie czasu pewnie było dość słabym ergonomicznie rozwiązaniem, ale pewnie stanowiło w tamtych czasach dużą nowość i technologiczną innowację. To niestety znaczy, że steruje tym elektronika, która może i pewnie w końcu padnie (oby nie za mojej kadencji!).

dX5EE scaled

To, co bardzo mnie zaskoczyło w kontekście pierwszych wrażeń: przede wszystkim szybkość autofocusa. Ten silniczek, który schowany jest w obiektywie, jest piekielnie szybki. Oczywiście nie zestawiając go z moją R6, bo dzieli ich różnica technologii kilku dekad, ale zestawiając z innymi aparatami z tej epoki, z którymi obcowałem. Mało tego, w wizjerze widać gdzie łapiemy ostrość, za pomocą charakterystycznej skali w górnej części wizjera. Poza tym sam on jest bardzo wyraźny, duży i cholernie wygodny, gdzie w widoku znajdziemy także informacje w postaci zielonej diody, czy obiekt jest w ostrości i czy mamy wystarczające warunki oświetleniowe.

Kolejny drobiazg, to przewijanie filmu. Po zrobieniu zdjęcia mechanizm tak szybko przewija film, że odnoszę wrażenie, że wcale tego nie zrobił. Nic bardziej mylnego, robi to na tyle sprawnie, że budzi zdziwienie: to już?!

Prócz tego możemy oczywiście wybrać jeden z trybów robienia zdjęć: P, A czy M, ale o tym pewnie już we właściwej recenzji, a ja właśnie zbieram się zawieść do wołania pierwszą zrobioną na nim rolkę, by upewnić się, że aparat na pewno jest w 200% sprawny i nie przygotował dla mnie żadnych niespodzianek. A w czasie oczekiwania odsyłam was do naszego analogowego cykl: #analoglife. Pełna recenzja Konica Hexar AF już wkrótce!

Last modified: 10 maja 2024