Oto lista moich wymarzonych aparatów analogowych
Oto lista moich wymarzonych aparatów analogowych (które kiedyś będę mieć!)
Ostatnio podczas redakcyjnych rozmów, zdałem sobie sprawę, że naprawdę niewiele aparatów z segmentu poniżej 1000 PLN, czyli tzw. osiągalnych zostało mi do testów. Większość z nich, które chciałem sprawdzić – sprawdziłem w boju. Część z nich została ze mną (przez mój wrodzony pragmatyzm), a część znalazła nowych właścicieli. Oczywiście są tam rodzynki takie jak Rollei 35 czy chociażby paskudny Olympus z serii XA, ale o zgrozo zostały mi już tylko te prawdziwie drogie i niedostępne do testów. Niestety nawet jeśli byśmy chcieli redakcyjnie z budżetu dokonać ich zakupu na poczet testów, wrażeń i opinii, to myślę, że musielibyśmy pozbyć się naszych nerek.
Pomyślałem, że po zestawieniu najciekawszych i najtańszych aparatów analogowych na start przygody ze staroświecką fotografią, czas na te mnie osiągalne sprzęt, które w większości i tak pozostaną w strefie marzeń. Na całe szczęście kilka z nich jest całkiem osiągalnych i kto wie, może któryś z nich traf
Leica M6/M7
Święty Graal wszystkich analogowych aparatów małoobrazkowych. Kto nie marzy o czerwonej kropce na aparacie? Kto nie marzy o unikalnym dźwięku migawki i pięknym obrazku z Summiluxa? Leica M6 to legenda, aparat, którzy łączy ze sobą wszystko naj: najpiękniejszy, ponadczasowy design, doskonałą jakość zdjęć i prostotę obsługi. Można pewnie znaleźć worek produktów, inspirowanych kultową Leicą z serii M.
Choruje na ten aparat i to mój top topów, wierze też, że kiedyś trafi w moje ręce, chociaż obserwując galopujące ceny tego sprzętu na rynku wtórnym i na cenę reedycji sięgająca niespełna 30k PLN, to nie będzie łatwe zadanie. Ponoć jednak, z jedną nerką da się żyć, będę musiał rozważyć.
Hasselblad xpan
Kolejny na liście, kolejny w jej czubie to Hasselblad XPan. Wiadomo, tanio być nie może, ale mając ten charakterystyczny napis na puszce, wiadomo, że będzie jakościowo i oczywiście jest. Hasselblad XPan prócz wysokiej ceny, charakteryzuje się doskonałą jakością obrazka, a i także trybem panoramicznym, który w aparacie możemy włączyć jednym przyciskiem.
Zakochałem się i przepadłem za tym aparatem, po tej niesamowitym materiale video. Niesamowity sprzęt, niestety dużo w nim elektroniki w przeciwieństwie do wspomnianej Leica M6, co w przypadku awarii może się skończyć wielką tragedią. Mimo wszystko miałbym wielki problem, który aparat wybrać.
hasselblad 501C/M
Nie ma chyba bardziej kultowego aparatu średnioformatowego niż ten od Hasselblada. Model 501c/m to kolejny z serii, który ma możliwość zmiany matówki na customowe. Przepiękna konstrukcja, powiedziałbym, że to taki odpowiednik Leica w świecie aparatów średnioformatowych. Co ciekawe, można go złapać wcale nie aż za tak kosmicznie pieniądze. Patrząc na polski rynek, ceny za puszki zaczynają się w okolicach 5 000 PLN, wraz z obiektywem już raczej bliżej 10k PLN.
To jeden ze sprzętów, który wiem, że będę miał, ale w żadnym wypadku nie pozbędę się mojej Mamijki 645.
nikon 35 ti
Ten aparat do złudzenia przypomina Contaxa T2, który jest chyba najbardziej wyhypowanym aparatem analogowym z epoki. Wszystko za sprawą amerykańskich celebrytów, którzy kilka razy Contaxa pokazali w TV. Nikon 35Ti z Contaxem dzieli piękny kolor i tytanową obudowę, ale ma cechę która go odróżnia nie tylko od aparatu celebrytów, ale w zasadzie od całego segmentu. To charakterystyczny panel, którym sterujemy ustawieniami, który znajduje się w górnej części aparatu i obsługiwany jest… wskazówkami. Piękne połączenie, które nadaje 35Ti pięknego wyglądu.
Aparat w naszym kraju jest koszmarnie ciężki do kupienia, ale jeśli zdecydujecie się na zakup, to można go złapać za około 2000 PLN, niestety + podatek i cło, więc koło 3500 PLN pewnie i tak wyjdzie na końcu. Jestem pewien, że kiedyś trafi w moje ręce, jako mój główny sprzęt z kategorii kompaktowych aparatów analogowych 35mm.
Contax g2
Contax G2 to w zasadzie jeden z aparatów, który odkryłem stosunkowo późno. Mamy tutaj wszystkie dobrodziejstwa Contaxa opakowane w doskonałą jakość. Obiektywy Carl Zeiss też zmieniają postać rzeczy. Użytkownicy są jednak bardzo podzieleni, jeśli chodzi o ten sprzęt, głównie ze względu na bardzo mały wizjer i powiedzmy sobie szczerze, to ogromna wada tego sprzętu. Z drugiej jednak strony jest duża lista zalet. Pewnie własnych pieniędzy nie wydałbym na ten sprzęt (bo jest koszmarnie drogi), ale na pewno chciałbym spróbować z nim swoich sił. Jest piękny.
Contax T2
Contax T2 to jeden z najbardziej wyhypowanych aparatów, właśnie ze względu na wspomnianych już celebrytów. Wcale się nie dziwie, bo to jedna z konstrukcji koło Leica z serii M, który zestarzał się pięknie. Design tego aparatu jest bardzo prosty, ale ponadczasowy. Do tego tytanowa obudowa, doskonałej jakości obiektyw Carl Zeiss, cóż chcieć więcej… prócz niższej ceny? Aktualnie za T2 przyjdzie zapłacić przynajmniej 5000 PLN i to za wersje umęczoną życiem, a te lepsze krążą blisko nawet 10k PLN.
Niemniej to piękna konstrukcja, która bardzo mi się podoba.
Nikon F3/T
Nikon F3/T to sprzęt, który właściwie kupowałem, na który polowałem po sprzedaży moich miętuskowych Nikonów FE2. Niestety egzemplarze, które były na naszym rynku były koszmarnie drogie, niewspółmierne do swojego stanu. Kasa się rozwodniła, a ja kupiłem Mamije 645 1000s (i niczego nie żałuje), ale do tej lustrzanki z pewnością też wrócę. Kocham szkła od Nikona i ich jakość z tamtych lat. Pancerne i genialne sprzęty.
Asahi Pentax 6×7
Pentax 6×7 to sprzęt dość oryginalny. W zasadzie, kiedy szukałem średniego formatu na start, to właśnie on był w grze razem z Mamiyą 645 1000S i to właśnie ona wygrała z bardzo prozainczego powodu: Pentaxów 6×7 akurat nie było na rynku, a trafiła się Mamiya w doskonałem stanie. Ten sprzęt jednak prędzej czy później trafi w moje ręce i uzupełni kolekcje, gwarantuje.
To by było na tyle, jeśli chodzi o tą najważniejszą listę sprzętów, które niestety w większości znajdują się w sferze marzeń przez swoje niedostępne ceny, ale z pewnością część z nich wyląduje w moich rękach. Obserwujcie stałkę, bo z pewnością będę to głośno i dobitnie ogłaszał.
analog analoglife contax g2 contax t2 hasselblad hasselblad 501 hasselblad xpan leica leica m6 nikon nikon 35ti olympus mju olympus mju ii pentax 6x7
Last modified: 30 kwietnia 2024
Ten Zenit w zdjęciu głównym to niezłe trolololo
🤭
Chłop co chce mieć przehajpowany syf a nie docenia geniuszu olympusa xa
Nie wiem skąd w tobie tyle jadu. XA nie jest moim marzeniem,
Bo jest osiągalny bez trudu.
Poczytaj chłopie więcej 🙂
https://stalka.pl/idzie-nowe-czyli-kupilem-3-nowe-aparaty-analogowe/
Tak naprawdę żaden aparat, czy to analogowy, czy cyfrowy nie da satysfakcji, a radość z jego zakupu dość szybko uleci, sam sprzęt stanie się powszedni, albo wręcz zaczniemy marzyć, żeby kupić coś innego. Oczywiście można sobie kolekcjonować dowolną liczbę aparatów, bo to mało szkodliwe hobby (choć kosztowne), ale w mojej opinii odsuwa nas od tego, co najistotniejsze, czyli od rozwijania się jako fotograf. Jak za dużo myślimy o sprzęcie, to za mało myślimy o zdjęciach. Warto popróbować różnych rzeczy, ale tak naprawdę aparat, analogowy zwłaszcza, trzeba dopasować do estetyki i stylu fotografowania, który nas interesuje. Żaden świadomy fotograf nie fotografuje „wszystkiego” i nie potrzebuje każdego rodzaju sprzętu. Kocham aparaty średnioformatowe, miałem już w różnych okresach mojego życia Yashikę-Mat, Mamiyę C3, Starta 66s (tego nie polecam) i wreszcie kultowego Hasselblada 501c. Był też czas Graflexa i prób z formatem 4×5. Żaden z nich nie został finalnie przy mnie. Z prozaicznego powodu. W mojej fotografii najlepiej sprawdza się aparat niewielki, lekki, używany z ręki – do tego lubię ziarno, wysoką czułość, forsowanie, nie zależy mi na szczegółach. Po latach wróciłem więc do filmów małoobrazkowych. Nadal nie potrafię całkiem w sobie wyzwolić fascynacji pięknymi sprzętami i co jakiś czas pojawia mi się niepohamowane marzenie, żeby kupić jakąś piękną Mamiyę, Hasselblada czy Rolleiflexa, ale zaraz się powstrzymuję: po co? Żeby leżał na półce? Żebym znów go nigdy ze sobą nie zabierał, bo za ciężki, za nieporęczny, nie zmieścił się w torbie podróżnej? Bez sensu. Tak poza tym myślę, że zestaw jedno body plus 1-2 obiektywy uczy nas pewnego minimalizmu, dyscypliny.
Kocham piękne aparaty i też nie jestem wciąż wolny od tej fascynacji sprzętem, bo moim jedynym analogiem jest obecnie stara Leica M2, którą w przyszłości będę chciał wymienić na MP lub nową M6. Ale wiem dobrze, że już samo fotografowanie tak drogim małym obrazkiem jest fanaberią, bo przecież równie dobre zdjęcia mogę zrobić Pentaxem K1000 czy Nikonem FM2n (też oba kiedyś miałem) – bardzo się więc staram, żeby nie dodawać sobie niepotrzebnych pragnień. Na rolleiflexy czy mamiye mogę popatrzeć u innych, nie muszą u mnie leżeć na półce 🙂
Tak, aparat to narzędzie. Prawda jest jednak taka, że różne narzędzia, dają różne efekty, to jest wystarczająco dobry powód, by wciąż próbować czegoś nowego 😉