Olympus XZ-2! Kupiłem stary aparat kompaktowy
Właśnie kupiłem za grosze kolejny ciekawy aparat kompaktowy sprzed wielu laty. Poznajcie Olympus XZ-2.

Patrząc na swoje ostatnie decyzje zakupowe, jest we mnie najpewniej ukryty fan marki Olympus. Właśnie kupiłem za grosze kolejny ciekawy aparat kompaktowy sprzed wielu laty. Poznajcie Olympus XZ-2.
W minione wakacje nadarzyła się wyjątkowa okazja. Dzięki niej za kilka groszy kupiłem urządzenie Olympus XZ-1. To aparat, który ma kilka ciekawych cech. Fani fotografii doceniają go nawet teraz, mimo że jest to bardzo stara konstrukcja. Przede wszystkim w XZ-1 mamy do dyspozycji f1.8, zoom optyczny i chociażby świetną regulację przysłony wprost z obiektywu. Jednak jego najważniejszą cechą jest… przestarzała matryca typu CCD. Dlaczego właściwie ktokolwiek miałby się taką zainteresować?
Matryca CCD w Olympusie (ale i nie tylko) pozwala uzyskać charakterystyczne kolory, które odstają od tego, co znamy z matryc nowszej generacji: CMOS. Efekty potrafią być naprawdę świetne, a przykładem niech będzie kilka moich fot z XZ-1 z wakacji (głównie w Łodzi).
Odpowiedź jest prosta: bardzo charakterystyczne kolory






Zanim kupiłem XZ-1, chwilę męczyłem SIGMĘ DP-1, na której praca jest prawdziwym koszmarkiem, bo aparat ten to już prawdziwy dziadek. Pomimo doskonałej matrycy Foveon X3, która również daje doskonałe kolorki, to praca z tym aparatem jest jak droga przez mękę. A nie mówię nawet o obróbce danych (RAW). Muszę przyznać, że przesiadka na XZ-1 była przeskokiem technologicznym o lata świetlne. Szybki, kompaktowy i wygodny do pracy. Olympus oczarował mnie właściwie od pierwszej chwili.

Wiedziałem, że przyjdzie czas na następcę: Olympus XZ-2
Olympus XZ-2 pojawił się rok po premierze XZ-1. Zmian nie było wiele, ale były dość znaczące. Przede wszystkim zmieniła się nieco konstrukcja, bo aparat zyskał uchylny ekran, a samo body stało się nieco większe, przez co lepiej miało leżeć w dłoni. Tak też okazało się w praktyce, bo XZ-2 otrzymał dodatkowy, przykręcany, gumowy grip (ciekawy pomysł). Mamy też dotykowy ekran, który, bądź co bądź, przydaje się. Przyciski i ich rozmieszczenie uległo kosmetycznym zmianom, a sam aparat przede wszystkim otrzymał matrycę CMOS. To właśnie jej jestem najbardziej ciekawy – czy będzie zdecydowana różnica (takiej się spodziewam).
Pierwsze wrażenia, jeśli chodzi o foty, są średnie. O ile CCD to główna zaleta pierwszej generacji, wypluwane przez aparat kolory faktycznie odstają od tego, do czego jestem przyzwyczajony (co oczywiście jest zaletą), o tyle stary CMOS wygląda na pierwszych fotach po prostu jak stare matryce, bez żadnych cech szczególnych. Oczywiście jeszcze daje mu szanse i nikogo nie skreślam, ale mam wrażenie, że nie bez powodu mówi się o XZ-1 jako o fajnym i tanim sprzęcie, który ma coś do zaoferowania po dekadzie od daty produkcji.
Olympus XZ-1 vs Olympus XZ-2
Pewnie porównam dokładnie oba aparaty w osobnym materiale. Teraz podrzucam Wam kilka zdjęć, żebyście mogli zobaczyć urządzenia obok siebie. XZ-2 mimo że wyszedł raptem po roku od premiery pierwszej generacji, dokonał skoku technologicznego… i może okazać się, że nie wyszło mu to na zdrowie, a przynajmniej w perspektywie dekady (matryca).

Oczywiście ma on masę innych zalet na tle starszego brata, ale czy uda się, o, ironio, zdetronizować starszą matrycę? W czasie premiery było to bajecznie proste. A teraz biorę się za testy! Z pewnością podzielę się z Wami swoimi wrażeniami i najpewniej pokaźną liczbą fot.
Last modified: 14 kwietnia 2024