Miętowy Olympus Mju II, gwiazda wśród analogów, bardzo mnie zawiódł
Poznajcie historię Olympusa Mju II, który trafił do mnie wprost ze strychu.
To najbardziej typowa historia związana ze starymi aparatami, jaką możecie sobie wyobrazić. Sebastiana sąsiad usłyszał, że zajmujemy się fotografią i poszedł na strych, poszukać starych sprzętów. Ja przebyłem ostatnio podobną drogę, ale o tym jeszcze przeczytacie na stałce w przyszłości. W przeciwieństwie do mnie znalazł on prawdziwą perełkę – Olympusa Mju II, wyglądającego jak nowy.
Ostatecznie sprzęt do przetestowania i sprawdzenia dostałem ja, bo rozważam właśnie zakup takiego maluszka na swoje potrzeby. Więcej o moich analogowych rozterkach przeczytacie na łamach stałki jeszcze w tym tygodniu.
Olympus Mju II przeleżał lata na strychu i wygląda jak nowy
Próbując kupić dobrze zachowany aparat Olympus Mju II musicie liczyć się z wydatkiem około 1 500 złotych. Ten, który leży przede mną, w momencie, w którym piszę ten tekst, nie jest dobrze zachowany. On praktycznie wygląda jak nowy. Właśnie dla takich okazów powstało określenie mint – pieszczotliwie nazywane miętowym.
Świetne wrażenie potęguje fakt, że jest on w kolorze srebrno–złotym, kolorze, który Apple czy producenci farb nazwaliby szampańskim agatem, czy innym równie wysublimowanym określeniem, a nie klasycznej czerni. Nie mam nic do czarnych aparatów, jednak ten wygląda naprawdę wyśmienicie.
Olympus Mju II pierwsza rolka
Olympus Mju II ma wszystko, za co powinniśmy się polubić. Moja ulubiona ogniskowa 35 mm przy bardzo atrakcyjnym stałym świetle f2.8 i małych gabarytach, czyni z niego świetny aparat do streeta, ale też do zabierania wszędzie ze sobą. Gdy dodamy do tego naprawdę dobrą jakość obrazka, dostajemy aparat, który znajduje miejsce w wielu rankingach najlepszych analogów do zakupu w dzisiejszych czasach. Skusił się na niego nawet Sebastian, który narzekał na jego wygląd. Podekscytowany możliwością testów Mju II włożyłem do niego pierwszą rolkę – klasycznego Fujicolor C200.
No i klops. Jak widzicie na załączonych obrazkach, autofokus w testowanym Mju II nie działa. To srogi zawód, bo poza służbowym wyjazdem do Warszawy, miałem go w Helu i kilku innych miejscach, skąd miałem przywieźć super zdjęcia. To także zła wiadomość dla właściciela, który myślał, że odnalazł perełkę, a koszty naprawy mogą okazać się spore.
Niedziałający autofokus to nie jedyny problem Olympusa. Jak możecie zauważyć na powyższych zdjęciach, a na umieszczonych poniżej już w ogóle, na fotografiach pojawiają się dziwne bliki. Oznacza to jakąś nieszczelność korpusu i przelewające się do środka światło. To kolejna usterka, zdecydowanie łatwiejsza do usunięcia, ale usterka, którą trzeba się będzie zająć.
Niestety złoty Olympus nie okazał się złotym strzałem. Nie mam pojęcia, ile kosztowałaby naprawa i czy w ogóle jest opłacalna. Decyzję o ewentualnej naprawie, albo przeszczepie z innego, gorzej wyglądającego egzemplarza podejmie już właściciel aparatu. A ja niestety nie dostałem odpowiedzi na pytanie, czy Olympus Mju II to aparat dla mnie. Saga wciąż trwa. Jak tylko dowiem się o dalszych losach Mju, to dam Wam znać.
analog analoglife fujicolor c200 olympus olympus mju ii
Last modified: 02 października 2024