Trzymając w ręku świeżutki model testowy Redmi Note 5, zobaczyłem wpis mojego redakcyjnego kolegi z takim samym modelem. Pomyślałem – trochę szkoda, ale czy na pewno? W końcu każdy z nas wykorzystuje telefon w inny sposób i na inne cechy zwraca uwagę. Zacznijmy więc podwójne testy.
Emocje sięgały zenitu, podczas gdy podpisywałem dokumenty odbioru mojego nowego modelu testowego – Redmi Note 5. Tym bardziej, że telefon ten miałem na oku już od dłuższego czasu z racji na świetny stosunek ceny do parametrów technicznych. Z błyskiem w oku zasiadłem do biurka i zacząłem dobierać się do nowej zabawki.
Pierwszy look
Opakowanie jest bardzo skromne i nie wielkie, ale kryje w sobie niemały telefon o ekranie prawie 6”, gumowe etui, igłę do tacki, kabel miniUSB oraz ładowarkę.
Brakuje tutaj jedynie słuchawek, ale nie uznaje tego za wielką wadę, ponieważ preferuje własne, przeważnie lepsze, słuchawki. Urządzenie jeszcze przed uruchomieniem zaplusowało u mnie właśnie ładnie spasowanym i wygodnym etui oraz ładowarką o parametrach 5V/2A, czyli poprawnych dla urządzenia wpierającego QC 2.0.
Pierwszy dotyk
Redmi Note 5 jest duży i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Jest on porównywalny (ale nadal większy) do Samsung S9+ i z tym trzeba się liczyć. Mimo to urzekł mnie od razu.
Metalowa obudowa, dobre spasowanie, ładnie wykończone krawędzie i ładny, choć kontrowersyjny kolor, to więcej niż oczekiwałem. Jest to jednoznacznie jeden z tych telefonów, który biorąc do ręki po raz pierwszy, generuje wrażenie, że to „stary znajomy” — wszystko jest tam, gdzie powinno być. Za to duży plus – aż chce się testować.
Pierwsze ujęcie
Polski oddział Xiaomi reklamuje model Note 5 jako „fotograficzną bestię”. Nie miałem wyboru, na pierwszy ogień idzie aparat!
Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem jakości oraz poziomem reprodukcji kolorów przez główną matrycę aparatu 12Mpx + 5Mpx w ciągu dnia. Mniejszy z nich służy do generowania głębi. Samej funkcji tworzenia bokeh, można zarzucić, że czasem zapobiegawczo rozmywa o kilka pixeli za dużo w kierunku obiektu, ale generalnie działa to naprawdę świetnie. Co ważniejsze, możemy tego użyć na dowolnym obiekcie, nie tylko twarzy, a poziom rozmycia jest analogiczny do wzrostu odległości od obiektu, czyli tak jak to ma miejsce w klasycznych aparat przy niskiej przesłonie.
Myślę, że tyle starczy na pierwsze wrażenia. Muszę powiedzieć, że sam jestem ciekaw, jak bardzo będą się różniły nasze opinie po dłuższym czasie. Czas na testy!