Kończący się tydzień przyniósł nam sporo wydarzeń, ale chyba żadne nie było tak wyjątkowe jak przeloty serii Starlinków, które mogliśmy wieczorami i nad ranem obserwować na niebie. Ja jednak najbardziej jarałem się… Rockym.
Gwoli wstępu krótko przedstawię, czym będzie „Weekend break” – pod koniec tygodnia postaramy się o lekkie podsumowanie i luźne przemyślenia na temat tego, co zdarzyło się w ostatnich dniach. Oczywiście głównym tematem będzie technologia i tematy związane z przeróżnymi premierami, wydarzeniami i sprzętami, ale nie zabraknie też odskoczni.
Radio Wojciecha Manna zebrało prawie 500 tys. zł na crowdfundingu. To rekord
To ptak, to samolot!
Tak jak już wspomniałem – wielu z nas w tym tygodniu miało sposobność popatrzeć na niesamowite satelity Starlink, które wieczorami przelatywały nad domami w jednej, idealnej linii. Wyobrażam sobie jak na taki widok reagowały osoby, które nie wiedziały o co chodzi – wychodzisz na spacer z psem, a tu na niebie kolejne punkty przelatują nad głową… jak nic UFO! U mnie jako pierwsza temat poruszyła przyjaciółka, która opowiedziała mi o nietypowym widowisku podczas wycieczki na Samotnię (otworzyli góry!), ale potem już czerpałem informacje od Przemka, który dzień w dzień mówił nam wszystkim kiedy spodziewać się lotów satelitów SpaceX.
We wtorek zapatrzyłem się na tyle, że kark mnie rozbolał, ale wrażenie jest wspaniałe – kilkadziesiąt kolejnych „gwiazd” frunie jedna za drugą tworząc wirtualny maszt nad głową. Podobnie było w środę, ale tutaj przelot zbiegł się z… seansem Rocky 4 na TVP1 i – jako ogromny fan serii – jednak wybrałem oglądanie wojny Rocky’ego Balboa z Ivanem Drago. W ogrodzie za to inny seans wybrały kolejne pokolenia – mój tato i dziadek. Każdy znalazł coś dla siebie.
Duuuuużo nowości
Z racji przynależności (dziwnie to brzmi) do działu Foto/Video oraz własnego półzawodu fotoreportera technologicznym wydarzeniem tygodnia (no dobra, naciągałem i wybiegłem trochę dalej, ale to w końcu pierwsza część) nazwałbym jednak kolejne, tym razem oficjalne, szczegóły dotyczące Canona EOS R5 i inne wiadomości, które dotyczyły fotografii – przechwałki Samsunga, że będzie pracował nad matrycą lepszą od ludzkich oczu, wygrana Tomka Kaczora w kategorii portret w World Press Photo czy nadal gorącą premierę iPhone’a SE.
Home office zagrożony. „Red Dead Redemption 2” w Xbox Game Pass
Zwłaszcza to pierwsze wydarzenie jest bardzo ciekawe, bo w ostatnim czasie nieco ganiłem Canona za przespanie boomu na aparaty bezlusterkowe i opieranie się na serii M, a potem rozdzielenie od niej bagnetu RF. EOS R5 zapowiada się na wyjątkowo uniwersalny sprzęt zarówno dla fotografów jak i wideografów aczkolwiek kolejne przecieki i reklamy trochę ściągają uwagę bardziej na kręcenie niż zdjęcia. Prawda jest jednak taka, że jeśli sprawdzi się połączenie plotek (matryca 45 MP), historii (supremacja Canona w kategorii odwzorowania kolorów) i oficjalnych specyfikacji (szybkostrzelność na poziomie 12kl/s z migawki mechanicznej), to EOS R5 faktycznie może z powrotem przyciągnąć niektórych „synów marnotrawnych”, którzy porzucili lustrzanki na rzecz bezlusterkowców Sony.
Cieszy mnie cena i specyfikacja nowego iPhone’a. Pierwszą generację SE używałem prawie trzy lata i bardzo ją sobie chwaliłem. Podziwiam złożoność i integrację ekosystemu Apple, dlatego możliwość łatwiejszego i tańszego wejścia w ten świat z góry lajkuję. Tych, którzy się jeszcze zastanawiają jednocześnie zachęcam (to ułatwia pracę) i przestrzegam – jak się raz wskoczy do tej rzeki, to ciężko z niej wyjść. Da się, chociaż ja stanąłem w rozkroku na brzegu z jedną nogą nadal w wodzie – mój zestaw składa się z iPada Pro, MacBooka Pro i… Samsunga S20 i Galaxy Watcha. Już na starcie w redakcji usłyszałem „będziesz musiał wybrać”, ale na tę chwilę jeszcze nikt mnie nie przypalał i mogę spokojnie żyć na granicy dwóch światów.
Małe przyjemności
Odbiegając nieco od treści, które publikowaliśmy na stronie, kraj i świat ogólnie nadal skupia się na pandemii COVID-19. Chcąc nie chcąc codziennie spotykamy się z tonami treści (prawdziwych lub nie), od których powoli chce się uciec. Już jakiś czas temu zrezygnowałem z portali społecznościowych i polecam takie rozwiązanie nawet na dłuższy czas, ale nie o tym chciałem pisać. Dobrym objawem, jaki wywołuje obecna sytuacja jest docenianie małych przyjemności – jeszcze niedawno wyjście na spacer, spotkanie się z rodziną czy znajomymi na grillu, pójście na rower czy obiad w restauracji braliśmy za pewnik i chyba nikt nie zakładał, że możemy to stracić. Ciach, ciach i okazało się, że nic w życiu nie jest pewne – i chociaż jest ciężko, musimy zwiększyć ostrożność i trochę się wycofać z pewnych rzeczy, to ostatecznie może być tak, że… będziemy łatwiej się uszczęśliwiać.
Przykładów z moich ostatnich dni jest mnóstwo – nawet nie patrząc na spacery czy rowerowe eskapady. To dzięki pandemii wreszcie nauczyłem się… odpoczywać. Wpaść w pracoholizm jest bardzo łatwo, a wtedy bywają okresy, w których głowa pozostaje w gotowości do pracy 24h na dobę. Teraz pracy jest mniej i dzięki temu pozwalam sobie na zwykłe lenistwo, oglądanie telewizji czy przeglądanie internetu. Ba, dawno tak nie cieszyły gry planszowe i ugotowanie pysznego obiadu! Jak widać jasne strony kryzysu też się znajdą…
Przemyśleń do „Weekend break” sporo, bo w końcu cały czas dużo się dzieje. W tym formacie postaramy się pisać nie tylko „solo”, ale też tworzyć dyskusje – miejmy nadzieję, że również z udziałem czytelników, do czego zachęcamy.
Na koniec – praca z domu przyniosła mi próbę przestawienia się na życie bez laptopa, z wykorzystaniem jedynie tabletu z klawiaturą. Ciekawie… Może niedługo powiem coś więcej?!