To był bardzo intensywny czas. Po kilkanaście kilometrów każdego dnia, a prócz mojej rodziny, z którą spędziłem kilka dni ferii w Barcelonie, cichym bohaterem był plecak do zadań specjalnych: Vanguard Veo Adaptor. Zapraszam do recenzji.
W zasadzie to plecak trafił do mnie na testy rzutem na taśmę, udostępniła mi go tuż przed wyjazdem marka Vanguard i jeśli mam być z Wami zupełnie szczery, to nie zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Patrząc na zdjęcia, rendery jeszcze w sieci, to nie była stylistyka w moim guście, chociaż połowa redakcji piała z zachwytu.
Na szczęście na żywo zrobił dużo większe wrażenie, a o ile stylistyka to rzecz dla mnie w tym wypadku rzeczy drugorzędna, okazało się, że Vanguard Veo Adaptor ma całą masę bardzo ciekawych i doskonale przemyślanych rozwiązań, które ułatwiły mi obcowanie z nim, podczas długich spacerów z aparatem.
Zacznijmy jednak od początku, Vanguard Veo Adaptor 44 – specyfikacja
Warto na początku zaznaczyć, że Vanguard Veo Adaptor występuje w kilku rozmiarach, zależnie od potrzeb. Świetna opcja, tym bardziej, że jeśli odpowiada Wam stylistyka i funkcjonalność, to możecie dobrać właściwy dla siebie rozmiar. Do wyboru są rozmiary: 41, 44, 46, 48. To rozpiętość od 11 l do nawet 20 l. Ja wybrałem wersje 44, która nieco przekracza rozmiar małego bagażu podręcznego na wysokość, ale umówmy się, wszystko się da delikatnie ścisnąć, by uzyskać brakujące 5 cm na wysokości plecaka.
- Wymiary wewn. (szer. x wys. x gł.) [mm]: 220 x 160 x 430
- Wymiary zewn. (szer. x wys. x gł.) [mm]: 260 x 220 x 450
- Pojemność: 16 L
- Kolor: Szary
- Maksymalne obciążenie: 9 kg
- Waga 1,26 kg
- Zmieści 13-calowego MacBooka
Veo Adaptor ma konfigurowalną powierzchnie zawartości za pomocą materiałowych przegródek zaczepianych o rzep. To w praktyce oznacza, że możecie sobie dowolnie formować to, jak Wasz plecak w środku ma wyglądać. Na wyjazd zabrałem swojego Fujifilm z trzema obiektywami i paką akcesoriów, a całość zgrabnie zmieściła się do środka, łącznie z MacBookiem i tabletem (jest do tego dedykowana kieszeń).
Plecak otwieramy od strony wewnętrznej (tj. pleców), co oznacza, że nikt niepowołany go nie otworzy, jeśli znajduje się on na waszych plecach. Mamy suwak i dostęp także z góry, a po bokach ukryte są dwie, wygodne kieszenie, w których możecie schować dodatkowe akcesoria (jest nawet świetna przegródka na czyste i pełne karty pamięci).
Na kieszeniach znajdują się dodatkowe… kieszenie, w które możecie wrzucić np. butelkę wody. Sprawdzone, sprawa się i to niezależnie od wielkości butelki (testowałem 0,5 i 0,7 l). Z przodu plecaka mamy świetnie rozwiązany sposób na przenoszenie np. statywu. Wystarczy, że z dolnej części wyciągniecie materiałowy koszyk, w który możecie włożyć statyw, a w górnej części opleciecie go paskiem, z regulacją i nie musicie złożonego statywu trzymać w ręce. Nie brzmi wystarczająco dumnie? Pamiętajcie, że do dalej mały plecak o pojemności 16 l.
Warto zaznaczyć, że boczne kieszenie mają materiałową blokadę suwaka. W praktyce oznacza to, że wcale nie jest łatwo jej otworzyć jednym ruchem, a trzeba najpewniej użyć dwóch rąk, by to dość proste, ale nad wyraz skuteczne rozwiązanie obejść. W sam raz na zatłoczone i owiane złą sławą ulice Barcelony.
Pod górnym zamkiem, w środku plecaka mamy także specjalną przegrodę, do którego możemy włożyć powerbank. Moja ogromna bateria Green Cell PowerPlay Ultra zmieściła się bez najmniejszych przeszkód, dodam dla skali, ze ten bydlak ma niespełna 27 000 mAh!
Vanguard dodatkowo dołącza do zestawu z plecakiem także adapter USB-A, ze specjalnym kapturkiem, który skrywa na zewnątrz żeński port USB-A, dzięki któremu możecie ładować, chociażby telefon, nie otwierając plecaka. A jeśli wolicie własny przewód, wystarczy wyciągnąć przejściówkę i włożyć własny przewód. Świetne i bardzo wygodne rozwiązanie.
Warto dodać, że Vanguard Veo Adaptor ma także zapięcie na wysokości pasa (na wysokości klatki piersiowej również), co było dla mnie sporym zaskoczeniem. Przede wszystkim, znowu podkreślę, że to naprawdę niewielki plecak, a takie rozwiązania znane są głównie z większych odpowiedników. Ponadto możecie pasek i klamry sprawnie schować w oparciu plecaka, gdzie nie ma mowy, byście poczuli dyskomfort na plecach, bo całość opleciona jest dużą ilością gąbki, schowanej pod materiałem.
Podsumowując, Vanguard Veo Adaptor to od czasu podróży do Barcelony, mój najlepszy plecakowy przyjaciel, którego bez przeszkód zabierzecie na pokład samolotu, w ramach rozmiarów darmowego, małego bagażu podręcznego. Zmieści wszystko to, czego potrzebujecie, a i na pewno znajdzie się miejsce na to, by spakować to, co i niepotrzebne. Gorąco polecam, jeśli poszukujecie coś zgrabnego, w modelu: bezlusterkowiec i kilka obiektywów, pomijając fakt, że po wyciągnięciu przegródek, macie do dyspozycji całą przestrzeń plecaka, chociażby nawet na zwykły, codzienny plecak, do zadań nie tylko fotograficznych, ale i każdych innych.