Przeglądając wiadomości w poszukiwaniu najnowszych i najciekawszych wieści ze świata, nie mogłam nie przytoczyć wspaniałego rozwoju jednej z najpopularniejszych platform randkowych. Mowa oczywiście o niekwestionowanym królu miłosnych aplikacji, czyli o Tinderze.

Do czego służy, większość użytkowników się orientuje, ale z pewnością ucieszy (bądź też nie) fakt, że sercowy doradca z płomieniem aspiruje do bycia… platformą społecznościową. W końcu kto z nas nie chciałby rozegrać partii Pasjansa ze swoją byłą drugą połową, albo rozegrać wspólny quiz miłosny ze swoim sąsiadem?

//dzisiaj na dailyweb

Jako Tinderowy laik, jestem zachwycona tym pomysłem. Jako obserwator, mam prawo (podobnie jak i większość użytkowników) odczuwać przerażenie. Na szczęście Tinder nie wprowadza żadnego z powyższych scenariuszy (a szkoda, świetny pomysł do wzięcia, w razie czego), ale aspekt społeczny staje się priorytetem. Rzekomo według badań platformy, jak twierdzą, znajomi często się spotykają, aby razem dobrać, swoim znajomym bez drugiej połowy, idealnego wybranka bądź wybrankę. W ten sposób, zamiast męczyć się z przekazywaniem telefonu z rąk do rąk, po prostu utworzycie grupę zupełnie poważnych obserwatorów, którzy krytycznym okiem wspólnymi wysiłkami mogą oceniać kandydatów rodem z „Top Model”.

Tinder chce łączyć ludzi jeszcze bardziej

Nie samymi miłosnymi uniesieniami człowiek żyje i stąd zapewne odważne kroki Tindera w celu dalszej ekspansji i rozszerzania swojej oferty. Powiedziałabym, że to niemal okazjonalna promocja, w której zamiast samotnie „swipe’ować” (neologizm własny od angielskiego słowa „swipe” czyli „przesunięcie), można pochylić się nad grupą potencjalnych wybranków i wspólnie ze znajomymi poddać ich ocenie. Nienachalną propozycją z mojej strony jest wyświetlenie kandydatów nawet na większym ekranie, aby nie pozostawiać przestrzeni na przypadkowe „przesunięcie w prawo”.

Tinder

Nowa funkcja ma nosić nazwę Tinder Matchmaker i umożliwiać zaproszenie aż do 15 znajomych przez 24h, aby dokonali swojej oceny wybranych kandydatów. Inspiracją do tego produktu, według marketerów z Tindera, jest powrót do korzeni, czyli poszukiwanie wybranka bądź wybranki życia z kręgu znajomych bądź umożliwienie naszym bliskim znalezienie dla nas kandydata. Według badań, okazuje się że coraz więcej użytkowników rezygnuje z platformy opartej na bezdusznym „przerzucaniu” potencjalnych partnerów, na rzecz budowania głębszych relacji, interakcji a przede wszystkim autentyczności. Co z kolei gryzie mi się z ideą poszukiwania tego na m.in. platformach takich jak Instagram, ale tam przynajmniej mamy o kilka filtrów mniej. 

Tinder sprawdzi, czy jesteś osobą ze zdjęcia

Pomysł intrygujący i z niecierpliwością czekam, aż zagości także w Polsce, co ma się zdarzyć już w najbliższych miesiącach, w których wspólnie przy jesiennych wieczorach, będziemy mogli razem poddawać ocenie kolejnych kandydatów. Jakie czasy, takie poszukiwanie miłości!