Myszka gamingowa HyperX Pulsefire Raid trafiła w moje ręce na początku czerwca. Przez ponad miesiąc miałem okazję testować ją w wielu wymiarach: od gier po prace biurowe czy graficzne. Jak sprzęt wypadł w moich testach? Zapraszam do zapoznania się z recenzją.
Gryzoń szybko zdobył moje serce swoimi rozmiarami. Tak się złożyło, że chwilę wcześniej wymieniłem kompa na zupełnie nowy zestaw. Od razu przystąpiłem do instalacji największych gierek, aby przetestować jego moc. Pisałem o tym zresztą dzieląc się z Wami pierwszymi wrażeniami na temat HyperX Pulsfire Raid.
HyperX Pulsefire Raid – zestaw i opakowanie
Muszę przyznać, że paczka mnie zaskoczyła – pudełko było słusznych rozmiarów, ale kiedy je otworzyłem, przypomniałem sobie błyskawicznie, że w zestawie otrzymałem podkładkę gamingową. Zazwyczaj podkładki są w formie „rulona”, ale nie tym razem. Podkładka HyperX Fury Ultra jest bowiem sztywna (wykonana z tworzywa sztucznego) i… kosmiczna, bo świecąca.
Sama myszka znajdowała się w dość kompaktowym, zgrabnym opakowaniu. Muszę przyznać, że akurat to w moim przypadku na plus, bo znudziły mnie gigantyczne zestawy od innych firm, gdzie mysz zajmuje niewielką przestrzeń. Tutaj myszka wypełniała pudełeczko, a dodatkowym atutem był brak jakichkolwiek blistrów. Podkładka mieściła się w osobnym pudełku. Dodatkowych akcesoriów – np. odważników nie doświadczyłem.
HyperX Pulsefire Raid – wykonanie
Małe gabaryty to zdecydowanie największy atut myszki HyperX Pulsefire Raid. Nie jestem zwolennikiem kolosów, a na pewno ciężkich myszek. Sprzęt od HyperX waży niespełna 127 gramów. Mało, prawda? Jednak plastyk już na pierwszy rzut oka sprawie wrażenie porządnego. Dobrze spasowany każdy element pokazuje dbałość o wykonanie. Boczki natomiast pokryto tworzywem, które dodaje miękkości.
Kabelek to zupełnie osobna historia. Chwaliłem go już w pierwszych wrażeniach, jednak jak to bywa z kablami, często jest tak, że wyglądają porządnie tylko na początku. Tutaj jednak jest zupełnie inaczej – kabel pomimo intensywnej eksploatacji i nawet szarpania (Diablo!) pozostał nienaruszony, ani nawet poszarpany. Jest wykonany z włókna przypominającego sznurek.
HyperX Pulsefire Raid – użytkowanie
Myszka po odpaleniu szybko nabrała kolorytów, a oprogramowanie dedykowane pozwoliło mi dostosować kolory ledowego podświetlenia. Dopasowałem je do podświetlenia komputera i klawiatury. Przyznaję, że wygląda to tak bajerancko, że aż kiczowato ;)
Zająłem się zatem konfiguracją przycisków. Myszkę i jej dodatkowe guziki można dostosować idealnie do swoich potrzeb. Oczywiście makra do gier to osobna kwestia, ja ustawiłem domyślne do obsługi ogólnej komputera – kopiuj/wklej itd.
Podkładka HyperX Fury Ultra, którą dostałem w zestawie z myszą niestety nie sprawdziła się w moim przypadku. Po kilku minutach szybko ją odstawiłem, według mnie nie nadaje się ona do pracy, którą wykonuję przy komputerze, ale oczywiście jest to zdanie mocno subiektywne. Przyzwyczajony jestem do lekkiego oporu przy poruszaniu myszki. Do tej pory korzystałem z materiałowych podkładek, a tutaj jest po prostu plastykowa powierzchnia. Chciałem oczywiście z czystym sumieniem zakończyć testy, dlatego dałem tej podkładce jeszcze dwie szanse. Odpowiednio trwały one 7 i 10 minut. Nic z tego, sorry.
Wracając jednak do samej myszki – w grach urządzenie sprawdza się wyśmienicie. Precyzja w poruszaniu, a przede wszystkim szybkość reakcji to poziom najwyższy. Sprawdzona w kilku strzelankach i strategiach.
Prace graficzne z myszką to już inna kwestia. W Photoshopie przyzwyczajony jestem do jeszcze większej ilości guzików, ale ogólnie przyczepić się nie można. Precyzyjny czujnik daje niesamowite możliwości.
Podsumowując tą krótką, lecz mam nadzieję treściwą recenzję z czystym sumieniem polecam tę myszkę. Podkładki osobiście polecić nie mogę, bo sumienie moje już takie czyste by nie było. Myszkę HyperX Pulsefire Raid można kupić już za mniej niż 250 zł, co uważam jest i tak dość niską cenę, jak na tej jakości sprzęt.