t hero

Moja fascynacja i przygoda z Apple zaczęła się w 2006 roku. Od tego czasu dużo się w moim życiu zmieniło. Lektura publikacji nt. Steve’a Jobsa, Apple i spółki pochłaniała wiele godzin, wyszukiwanie ciekawostek, smaczków i analizowanie 'co, jak i dlaczego’ dawało mi wielką frajdę. Pamiętam każdorazowe wyczekiwanie na występ Jobsa. Nim pojawiły się live-stramy na stronie Apple śledziło się kilka czato-realacji na raz i cieszyło z pokazywanych nowości, z niesamowitego showmana na scenie gdzie otoczka magii była wyraźniejsza niż fakt, że mowa o gadżetach elektronicznych.Przez te kilka lat niewiele się zmieniło. Zainteresowania się poszerzyły o niemal cały rynek technologii i systemów mobilnych a nie tylko Apple, jednak to ta firma zawsze była mi najbliższa. Jak dziś pamiętam każdą informacje o chorobie Steve’a, analizowanie co będzie jak kiedyś odejdzie. Razem z zainteresowanymi znajomymi snuliśmy wszelkiej maści teorie na ten temat ale nikt do końca nie wierzył, że ten dzień jednak kiedyś nadejdzie.

Do 5 października…

… kiedy po późnym powrocie do domu zajrzałem na Twittera. Pomyślałem, że znów ktoś wpadł na głupi pomysł puszczenia plotki w eter. Strona główna Apple i spływające maile od znajomych sprowadziły mnie na ziemię i uświadomiły, że to fakt. Dzień, którego każdy kto interesuje się Apple i postacią Jobsa się spodziewał i zarazem nie wierzył, że kiedykolwiek nastąpi stał się faktem. Nie będę pisał tu jaki to Steve nie był cudowny, wspaniały i wielki. Chcę powiedzieć tylko, że odeszła ikona formatu już nieprodukowanego. Ikona, której brak świat odczuje w dość niewielki sposób, bo jego dziecko zostało w odpowiednim momencie oddane we właściwe ręce. Pozostanie jednak pustka.

Dziękuję Steve – za to, że dzięki Tobie jestem tym kim jestem teraz.