Obawiam się, że najlepszym kandydatem na najgorszą grę roku stał się Skull Island: Rise of Kong. A jest to godne podziwu, ponieważ w tym samym czasie prowadzenie w rankingu musiał oddać The Lord of the Rings: Gollum, który nawet nie wskoczył na półkę dla przeciętnych! Co tu się wydarzyło?
Nie będę ukrywać, że obecny rok jest doskonałym czasem dla fanów gier komputerowych. W ciągu ostatnich miesięcy mieliśmy okazję przetestować na własnej skórze największe premiery ostatnich lat: Starfield, Diablo IV, Hogwart Legacy czy Baldur’s Gate III. A do końca roku mamy jeszcze kilka tygodni, które dorzucą do listy może z tuzin ciekawych premier.
Warto tutaj podkreślić, że nie każdy debiut wiąże się z otwieraniem szampana i kąpielą w wannie pełnej monet. Twórcy gry The Lord of the Rings: Gollum mogli jedynie powąchać zgniły zapach owoców własnej pracy, ponieważ przygoda w górach Mordoru była dla wielu graczy najgorszym wydarzeniem gamingowym tego roku. Aż do tej pory!
Skull Island: Rise of Kong wyprzedził konkurencję w rankingu najgorszych produkcji 2023 roku
Powiem to wprost, Skull Island: Rise of Kong może stać się najgorszą grą tego roku. Nie jestem w stanie znaleźć nawet jednej pozytywnej strony pracy studia IguanaBee, która mogłaby zmienić moje zdanie. Nieprzychylną opinię podzielają także inni gracze oraz branża, ponieważ w sieci kipi od nieprzychylnych komentarzy i nieposkromionych żali. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że słowa krytyki są w pełni zasłużone.
W chwili pisania tekstu Skull Island: Rise of Kong oceniło na Steamie zaledwie 33 graczy (i bardzo dobrze). Zaledwie 30% recenzji użytkowników jest pozytywnych. Złośliwi powiedzą, że to i tak niezły wynik ze względu na zasługi samych deweloperów oraz ich najbliższych, którzy nieco podnieśli nieprzychylne statystyki. Prawda jednak jest też taka, że pozytywne opinie to tak naprawdę żarty. Jeden z graczy wystawił łapkę w górę i napisał: „this is a monkey soulslike”.
W ramach dziennikarskiej rzetelności czuję obowiązek, aby opublikować tutaj kilka słów wystukanych przez krytyków. I tutaj pojawia się problem, ponieważ na stronie Metacritic zaledwie jedna redakcja zaszczyciła producentów swoją recenzją. Mowa tutaj o tekście redaktora serwisu IGN, który wystawił grze trójkę w dziesięciostopniowej skali.
Recenzent nie miał litości dla Skull Island: Rise of Kong
Recenzent już na samym wstępie zaznacza, że gra jest nudna, zabugowana i bez krzty ambicji. Auć! Dalej wcale nie jest lepiej, więc zapnijcie pasy. Obrywa się przede wszystkim nudnej rozgrywce, która korzysta ze schematów znanych od lat. W Skull Island: Rise of Kong nie napotkamy jakiegokolwiek innowacyjnego elementu, ponieważ wszystko widzieliśmy już u konkurencji.
Ogromny minus dopisano banalnej walce opartej zaledwie na kilku atakach. Mimo że gracz może napotkać szereg różnych istot do pokonania, każdy pojedynek wygląda dokładnie tak samo. Różnicą jest jedynie unik podczas ataku nieprzyjaciela. Nie pomagają nawet nowe umiejętności odblokowane w chwili pokonania bossa, ponieważ nie ma powodu, aby z nich korzystać.
No ale może ma to swoje usprawiedliwienie w poruszaniu się wielką małpą, która może bezmyślnie brnąć przed siebie i obijać piąchami napotkane towarzystwo? W międzyczasie można zbierać przedmioty do przywracania zdrowia lub po prostu biec przed siebie. Wspominałem, że jest też walka? Jeśli ktokolwiek martwi się, że jest jej za mało, spieszę z informacją na temat aren. Na nich czeka jeszcze więcej bitew.
Co tutaj jeszcze można dopisać… można pojedynkować się z bossami, które nieco bardziej różnią się od zwykłych oponentów. Każdy z nich ma swoją charakterystyczną mechanikę, np. jedna kreatura jest w stanie schować się pod ziemię. Podczas ataku tworzy skały, które nasza przerośnięta małpa może użyć w formie ataku dystansowego.
O, już wiem! Poza walką możemy także eksplorować Wyspę Czaszki. Mapa składa się z dużych obszarów z wieloma bitwami. Przypomina to najprostsze gry platformowe, jakich widzieliśmy już mnóstwo. Podskocz tu, tam się wespnij, przeskocz przepaść (chociaż lepiej byłoby wskoczyć do niej ). Nawiasem mówiąc, nie specjalnego. Wspominałem, że można też walczyć?
Obrywa się również kreacji poziomów, ponieważ to tak naprawdę splot wielu krętych ścieżek, które rozgałęziają się, zapętlają i przecinają. Mógłbym powiedzieć, że trzeba było jakoś grę wydłużyć, żeby gracze spędzili w niej minimum 2 godziny (aby nie był możliwy zwrot). Tylko obawiam się, że większość zainteresowanych zakończyła rozgrywkę po kilku minutach. A to i tak optymistyczna prognoza.
No i na koniec autor wspomina o wielu problemach technicznych. W Skull Island: Rise of Kong roi się najwyraźniej nie tylko od przeciwników. Mowa tutaj o chociażby o zatrzymaniu akcji serca bossa na 30 sekund, dziwnym pojawianiu się przeciwników czy niepokojącym zachowaniu wrogów, którzy brali nogi za pas. Najwyraźniej nawet oni nie chcą mieć nic wspólnego z tą grą.
Skull Island: Rise of Kong? Należy się 184,99 złotych. Kartą, gotówką?
Skull Island: Rise of Kong można wyrwać w tej chwili na promocji, ale na miejscu każdego gracza trzymałbym się z od niej daleka, ponieważ jest to jeden z tych projektów, który nie powinien wyjrzeć na światło dzienne. W grze wieje nudą, bugami i kiepskimi decyzjami. A w dodatku to badziewie jest po prostu drogie.
Można byłoby pomyśleć, że mówię o Lord of the Rings: Gollum, ale nie. Wycieczka do Mordoru miała chociaż jakieś skromne zalety, których na próżno szukać podczas przemierzania Wyspy Czaszki. Zastanawia mnie teraz przyszłość studia. Czy producenci Konga podzielą los kolegów z branży? W końcu Deadlic Entertainment zakończyło przygodę z tworzeniem gier po premierze The Lord of the Rings: Gollum.
Pozostaje poczekać kilka tygodni na jakieś wieści. A w międzyczasie obserwujmy pracę studia, które powinno skupić się teraz dodaniu kilku skromnych aktualizacji. A co potem? Zapewne porzucenie projektu, bo nie widzę potencjału reanimowania trupa, który stracił kończyny, narządy i pół głowy.
Na koniec chcę zacytować znaną wypowiedź, z którą zwracam się do Golluma. Perhaps I treated you too harshly.