Ród Smoka dobił do końca 2. sezonu. To najwyższy czas, aby podsumować wszystkie osiem odcinków serialu HBO.

Ja już w pewnym momencie wiedziałem, jak będzie brzmiał tytuł tej recenzji. Daemon Targaryan zasiedział się w Harenhall. Nastąpiło to stosunkowo szybko i było dosyć niepodobne do tego porywczego bohatera. I on sam sobie siedział, siedział i rozmyślał. Nie do końca było wiadomo, czy taki rozwleczony wątek jest potrzebny oraz czy w końcu coś się ciekawego wydarzy?

Czy było to potrzebne i wniosło coś w finale, czy to syndrom latającej muchy z Breaking Bad, czyli element, który niewiele wnosi do fabuły? Tylko w Rodzie Smoka trwało to bardzo długo. I w mojej opinii – warto było czekać, ale czy w ogóle serial dowozi wartościowej rozrywki? Już odpowiadam! Uważajcie na małe spojlery.

Ród smoka – recenzja 2. sezonu

Ród smoka

Ród Smoka w 2. sezonie pozornie nie posunął akcji bardzo do przodu. Pozornie to słowo klucz, bo w zasadzie działo się całkiem sporo. Czy można było przedstawić wszystkie te wątki w pięciu odcinkach? Prawdopodobnie tak, ale mam wrażenie, że publika finalnie byłaby jeszcze bardziej niezadowolona. Pamiętacie teleportacje w ostatnich sezonach Gry o tron? W internecie zauważalne było niezadowolenie, że bohaterowie za szybko się przemieszczają.

Wydaje mi się, że będę w mniejszości, bo Ród Smoka bardzo dobrze mi się oglądało, a sam finał – może i spokojny, ale rozstawiający większość pionków na szachownicy intryg i sojuszy – w zasadzie już trwającej wojny. Co więcej – zrobiony według klucza klasycznej Gry o Tron i to na etapie swojej świetności.

Przedostatnie odcinki Gry o Tron zawsze dostarczały więcej dramatycznych wydarzeń aniżeli finały sezonów

Ród smoka

W mojej opinii (i również większości użytkowników) zazwyczaj najlepsze odcinki (i takie wypełnione dramatycznymi wydarzeniami) nie przypadały na finały sezonów, a epizody tuż przed. Wystarczy wspomnieć The Rains of Castamre (s03e09) i rzeź na weselu Robba Starka, epicki, wpełniony akcją Battle of Bastards (s06e09), Baelor i śmierć Neda Starka (s01e09), czy The Watchers of the Wall (s4e09) i dramatyczna walka Dzikich z Nocną Strażą  (s04e09). Wysoko też oceniam Hardhome, który był już blisko przedostatniego odcinka, a miało to miejsce w ósmym – piątego sezonu. Finałowe epizody najczęściej były uspokojeniem akcji oraz przeanalizowaniem przez bohaterów kolejnych ruchów. Bardzo podobnie jest w przypadku Rodu Smoka.

To zebranie żniw po wszystkich dramatycznych – mniej lub bardziej – wydarzeniach, jakie miały miejsce przez wszystkie odcinki.  Nie do końca było wiadomo, jak postąpi Daemon, a jego oddanie na koniec było w pewien sposób przejmujące. Oczywiście wielka w tym zasługa wizji, jakich był uczestnikiem, co było ciekawym flashbackiem (a raczej flashforwardem) z Gry o Tron. Rodzi również wiele pytań, bo bohater doświadczył przykrych projekcji na czele z zabitym smokiem. Są również mniejsze i większe przetasowania, a Alicent Hightower pali się grunt pod nogami. Jej kolejna – w tym sezonie – rozmowa z Rhaenyrą Targaryen jest świetnie poprowadzona i w zasadzie kibicuje się – pomimo konsekwencji pewnych słów – aby doszło do pojednania. I tak – jest to przegadany epizod, ale w całej historii niezwykle ważny.

Smoki to największa siła serialu

Ród smoka

Oczywiście mogę zgodzić się z tym, że odcinek nr 5 i przede wszystkim – 7 (czyli przedostatni) to najlepsze momenty, bo fabuła ma najwięcej wspólnego z tytułem. Są smoki! Dużo smoków! Smoki potężne, inteligentne, siejące postrach, ale też oddane i nieobliczalne w swoich decyzjach. To ogromna siła serialu i myślę, że ta ich moc jest ich przekleństwem. Gdy nagle znikają z ekranu, to można szybko zatęsknić i wtedy może się wydawać, że na ekranie nic się nie dzieje.

Może to też kwestia moich filmowo-serialowych predyspozycji, ale ja uwielbiam kino slow i długie budowanie napięcia oraz relacji między bohaterami. Lubię, gdy ciszę nagle zmąci przełomowe wydarzenie, aby potem moglibyśmy mieć chwilę na wytchnienie. Naturalnie – idealnie nie było i muszę trochę ponarzekać.

Ponarzekajmy o Rodzie Smoka

Ród smoka

Po pierwsze – wątek Daemona w Harrenhal. Finalnie – wszystko gra i buczy, ale nie do końca kupuję tę jego przemianę, że potrzebuje chwili dla siebie i po prostu jedzie do opuszczonego zamku, gdzie nawet na chwilę nie pokazuje swojej nieposkromionej natury. To oczywiście spore uproszczenie z mojej strony, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że coś tutaj zostało zrealizowane po łebkach i na szybko.

Po drugie – Alicent, która jest taka mało istotna w fabule, że równie dobrze mogłoby by jej nie być. Bardzo bawił mnie wątek, w którym postanowiła rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady. Była to cała jedna sekwencja, która zupełnie nic nam nie dała. Sama postać zupełnie się nie rozwija, jest mało interesująca.

Tak samo nic nie zmieniło się przez spontaniczny (była to nieplanowa sekwencja i wynikła podczas uścisku pań podczas zdjęć) pocałunek Rhaenyry i Mysarii. Ja rozumiem, że to był moment chwili, ale skoro scenarzyści nie mieli pomysłu na jego rozwinięcie (czy dogranie, chociaż krótkiej sceny), to nieco bez sensu było pozostawienie jej w serialu. I tu nawet był potencjał na wykorzystanie tego motywu, aby pokazać uczuciową stronę stoickiej władczyni. Tylko ta jedna osoba dotarła do niej i przebiła się przez skorupę smutku. Mam jednak nadzieję, że w kolejnym sezonie twórcy wykorzystają ten moment w dobrym celu. Niezależnie czy to będzie zwykła fizyczna namiętność, uśpienie czujności kobiety i zdrady czy coś zupełnie innego.

Znowu to samo, ale czy komuś to przeszkadza? Cobra Kai sezon 6: część 1 – recenzja

Mam też nieco osobisty problem, aby dobrze w głowie sobie poukładać wszystkie koneksje i przynależność do smoków, a raczej dlaczego dany władca przestworzy wybiera sobie danego jeźdźca. Czasem muszę przemyśleć sprawę, kto jest kim i dlaczego. Niemniej jednak nie zaliczam tego do minusów, bo na etapie pierwszego sezonu Gry o tron też miałem ogromne problemy z przyswojeniem pewnych informacji. Historia w Rodzie Smoka jest nieco bardziej kameralna i mniej wielowątkowa, ale z racji tego, że nie znam materiału źródłowego, to muszę często wyszukać jakieś drzewo genealogiczne.

O technicznym i aktorskim poziomie nie będę się rozpisywał, bo i tak ten tekst jest dłuższy, niż zakładałem. To bardzo wysoki poziom, szczególnie jeśli chodzi o ten pierwszy aspekt. Zrezygnowano z wielu ciemnych scen, dzięki czemu smoki możemy podziwiać w pełnej okazałości. Jak już są realizowane mroczniejsze sekwencji to wchodzimy – dosłownie – do jaskini potwora. To klimat horroru, gdzie najjaśniejszym punktem jest ogień, buchający z paszczy wielkich stworzeń. Wiadomo – czasem pojawi się zbyt dużo CGI, ale są to drobnostki i całkiem spory przełom w kontrze do pierwszego sezonu.

Czy Rod Smoka w 2. sezonie finalnie dostarcza wartościowej rozrywki?

Ród smoka

Czas wydać werdykt. Czy Ród Smoka w 2. sezonie dowozi? Jak najbardziej. Jest faktycznie dosyć slow, ale przed nami jeszcze dwa sezony, więc twórcy też nie mogą gnać na złamanie karku. Ciężko nie porównywać z Grą o Tron, choć to dużo skromniejsza – szczególnie w latach – historia, ale ja mam poczucie, że wróciłem do dobrze znanego mi środowiska. Dialogi są ostre jak żyleta, intryga goni intrygę, a bohaterowie są ustawiani na politycznej szachownicy.

Rozumiem, że wielu widzów oczekuje więcej akcji, ale zapowiadam – mam wrażenie, że te dłuższe budowanie podwalin służy czemuś ważnemu. Może ze sporym kredytem zaufania to piszę, ale liczę na epickie, dwa ostanie sezony. Wydarzenia z finału wskazują, że czeka nas dużo atrakcji i przede wszystkim – wojennych przetasowań. Ode mnie 7,5/10.