Ładowarki bezprzewodowe są już z nami nie od dziś, ani też nie od wczoraj. Pamiętam jak pierwszy raz w rzeczywistości zetknąłem się z tą technologią przy okazji mojej Nokii Lumii 1020. Notabene świetny telefon/aparat (40 Mpix), ale nie o tym. Wspomniana lumia miała możliwość dokupienia do niej ładowarki Fatboy – poduszki, w środku której znajdował się moduł ładowania. Wyglądało to tak:
Kolejne spotkanie było, gdy kupiłem bezprzewodową ładowarkę na Ali za 16 zł dla Nexusa 5. Dokładny opis tej ładowarki możecie znaleźć tutaj. Wiadomo, że jest coraz więcej rozwiązań takich jak samsung Dex czy niebawem stacja ładowania bezprzewodowego od Apple. Wszystkie te ładowarki bezprzewodowe łączy jedna rzecz. Urządzenie, najczęściej telefon, musi na nich leżeć.
Dzisiaj natomiast natknąłem się na Pi. Ładowarkę nowej generacji. Nazwałbym ją prawdziwie bezprzewodową ponieważ urządzenie musi się znaleźć w zasięgu, a nie leżeć bezpośrednio na niej.
Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ fale magnetyczne wychodzące z ładowarki muszą przechodzić pod odpowiednim kątem przez antenę umieszczoną w telefonie aby generować prąd i go ładować. Tutaj pojawia się Pi ze swoją opatentowaną technologią, którą pozwala dynamicznie zmieniać fale magnetyczne, tak aby pasowały do anteny w telefonie.
Pi umożliwiać ma ładowanie do 4 urządzeń jednocześnie przy pełnej szybkości ładowania oraz większej ilości przy ograniczonej szybkości. Magia polega na tym, że algorytm Pi zmieniający kierunek fali magnetycznych umożliwia ładowanie w ruchu. O ile ten ruch jest w zasięgu ładowarki.
Plusem Pi jest spełnianie już istniejących wymagań bezpieczeństwa. Minusem za to jest potrzeba posiadania specjalnej obudowy. Pi nie jest kompatybilne z istniejącymi na rynku antenami wbudowanymi w telefony.
Jeśli działa to tak jak opisują to twórcy na swojej stronie to obstawiam, że niedługo anteny w telefonach będą spełniały ich standard.
No i design. Dla mnie jest obłędny.
PS. BMW i Mercedes też planują niebawem wprowadzić bezprzewodowe ładowanie swoich hybryd typu plug in.