Parę słów o wolności blogów
W ostatnim czasie dosyć sporo przesiaduję na różnego rodzaju blogach. Oczywiście ich najważniejszym elementem są artykuły, jednak nigdy nie pomijam komentarzy, gdyż to one pokazują jak dany wpis został odebrany przez czytelników. Niestety rożnie z tym bywa…

Gdy zaczynałem swoją przygodę z blogami, sądziłem, że cechuje je przede wszystkim wolność słowa – każdy może się na nich wypowiadać się na interesujące go tematy i przekazywać czytelnikom swoje nawet najbardziej niedorzeczne uwagi. Przykro mi się zrobiło, gdy ostatnio zobaczyłem, że wcale nie jest tak kolorowo.
Jeden z moich ulubionych blogów technologicznych, zbiera ostatnio dosyć niemiłe komentarze pod wpisami. Generalnie schemat jest jeden „Nie podoba mi sie ten artykuł lub autorka – więcej tu nie zaglądam”. Przy tym oczywiście nie jest to zapisane w sposób kulturany:
Artykuł totalnie skopany (nie po raz pierwszy przez autorkę) a Ty pytasz o „newsa zagranicznego”?
Może czas zj… swoich współpracowników zamiast bezustannie bronić każdej porażki…
Albo drugi:
„Microsoft, mówiąc językiem internetowym, “ssie”.”
Autorka wpisu jest lepsza od MS – „ssie” w każdym języku.
To był ostatni tekst tej pani, który (niestety) przeczytałem.
Powiem szczerze, że dosyć niemiło się czyta tego typu uwagi. Zamiast konkretnie przyczepić się do czegokolwiek, to internauci poprostu krytykują „tak na zaś” nie tyle wpisy, co samego autora. Przypomina mi to trochę spotkanie Komisji Zdrowia, gdy to minister Arłukowicz na zadane pytania odpowiada atakiem skierowanym w stronę przewodniczącego. W sumie zamiast sklecić konstruktywna opinię, czy też odpowiedzieć na pytanie, lepiej zaatakować bezpośrednio osobę. Prawda?
Nie mówię, że należy zgadzac się z każdym wpisem na blogach, ale czy nie możnaby troszkę grzeczniej? Nie cisnie mi się nic innego na usta jak przesławne hasło:
Kozak w necie – dupa w świecie
Jeszcze trochę, a zaczną nas blogerów linczować na ulicach…