Czas na walkę z Gutenbergiem i o zgrozo walka jest właściwym słowem.

Zmiana o motywie DailyWeb zapadła kilka miesięcy temu. Po tym okresie wytężonej pracy naszego projektanta, a potem web-developera mamy oto wynik końcowy. Myślę, że całkiem zgrabny i niesztampowy motyw. Zakończę tylko przechwałki stwierdzeniem, że to najładniejszy motyw z całej naszej polskiej tech-sfery, ale mogę być przy tym oczywiście nieobiektywny. Byście jednak nie mieli mnie za nadętego bufona, to zupełnie serio, jestem cholernie zadowolony z efektu końcowego, bo wszystkie początkowe założenia zostały spełnione w 200%. Oczywiście przed nami jeszcze sporo poprawek i zmian, a to, co widzicie to forma MVP, ale kolejne szablony podstron oddamy Wam najpewniej już do końca lutego. A tam sporo smaczków, bo będziemy mieli w końcu dedykowaną podstronę dla podcastów, video czy też recenzji. Zero kompromisów, tylko tak jak chcieliśmy od początku.

Przy okazji tych dużych zmian, nasz programista zasugerował, że skoro zaczynamy właściwie od nowa z designem, kodem, to może i warto pociągnąć rewolucję, na obszar tworzenia treści. Wiedziałem, do czego zmierza i miałem już nawet gotową odpowiedź: NIE. Gutenberg jednak pojawił się szybciej, niż się spodziewałem, bo pomimo braku mojej sympatii, absolutnie doceniam potencjał tego narzędzia. Jestem jednak tym typem człowieka, który nie lubi zmieniać swoich przyzwyczajeń, ale język rozsądnych argumentów jednak zawsze do mnie trafia. Tak też się stało tutaj, a ja sobie obiecałem, że dam mu szansę.

Zanim jednak o samym Gutenbergu, to kilka słów o setupie, jaki mieliśmy dotychczas. Otóż nasz dotychczasowy setup, jeśli chodzi o edytor, to była standardowa podstawka + kilka modów. Całość dostarczona przez twórcę poprzedniego motywu, co okazało się ostatecznie zaskakująco użyteczne. Otóż nagłówek był skrojony fontem, analogicznym na stronie głównej i jego łamanie w edytorze było tożsame z tym co widzi użytkownik na froncie. Analogicznie było z tekstem w edytorze. To cholernie wygodne, bo widzimy tekst tak, jak będzie go widział użytkownik na froncie. Boczne marginesy, większy font, bardzo wygodna sprawa.

Zrzut ekranu 2021 02 11 o 14.21.08
Od kilku dni walczymy z WordPressowym Gutenbergiem, ale łatwo i przyjemnie nie jest 2

W Gutenbergu pierwszą rzecz, która przyszło mi zrobić, to właśnie odwzorowanie tego, co na froncie. Czyli długość containera w edytorze zrobiłem taką samą jak na stronie głównej. Zaskakująco była to dość prosta operacja, bo wystarczyło kilka linijek kodu do functions.php. Dobre wieści!

Idąc dalej, to przede wszystkim silnikiem Gutenberg są bloki. Za ich pomocą można tworzyć przeróżne cuda. Sęk w tym, że mam taką smutną obserwację po tych kilku dniach pisania, że doskonale się może ona nada do tworzenia landingów, ale nieco mniej do tworzenia treści. Oczywiście defaultowo można pisać bez przeszkód, ale nie wiem, czy to kwestia tylko przyzwyczajenia, ale odczuwam ogromny dyskomfort poukrywanymi opcjami formatowania tekstu, gdzie w poprzednim edytorze TinyMCE wszystko właściwie miałem pod ręką. Tutaj wszystko jest skrzętnie poukrywane i być może przyzwyczaję się do tego, ale mamy z tym dość duży kłopot.

TinyMCE > Gutenberg?

Kolejnym tematem, który dla nas jako redakcji jest absurdalnie upierdliwy, to korzystanie z customowych statusu postów. Mamy cały proces publikacyjny, począwszy od szkicu, poprzez przeglądy w korekcie, gotowości do publikacji czy chociażby osobnego statusu do sprawdzenia SEO w tekście, to jak się okazuje, Gutenberg tego nie wspiera. Tekst można zapisać jako szkic lub przekazać do sprawdzenia, ale na tym statusy customowe się kończą. Widziałem, że sporo osób trudniących się podobnym fachem do nas, zgłaszało tę uwagę, odpowiedź była jednoznaczna, że taka opcja kłóci się z logiką Gutenberga. Oczywiście można statusy zmienić z widoku postów, ale jest to upierdliwość, która bardzo zniechęca. Inną sprawą jest obsług markdown, zdaje się, że z poziomu edytora wizualnego nie jestem w stanie się nim posługiwać, a to zmienia także wiele, bo trzeba się ręcznie przeszukiwać przez listę dostępnych funkcji formatowania. Analogicznie ze wstawianiem obrazków, wcześniej wystarczył guzik zlokalizowany nad edytorem, teraz trzeba kilka klików więcej, co przy tworzeniu sporej ilości tekstów jest po prostu męczące.

Mam takie wrażenie, że Gutenberg trochę ślepo poszedł w ideę tworzenia pięknych bloków, tak by ułatwić tworzenie statycznych stron, a trochę zapomniano o DNA. Nie wiem, co przyniosą kolejne dni, ale nie widzę wielu zalet, które przewyższałyby nad wszystkimi upierdliwościami, z którymi się trzeba użerać. Klikam dalej i zobaczymy, jak to się skończy ostatecznie.