Mario w wersji filmowej jest (w końcu) dostępny w polskich kinach. Czy Super Mario Bros. Movie to dowód, że ekranizacje gier mają sens i czy jest to coś więcej, niż tylko zestaw nawiązań dla fanów?
Super Mario Bros. Movie to dziwny przypadek. Film ten miał swoją światową premierę miesiąc temu. Natomiast w Polsce (pamiętajmy Polska to nie świat) kina powitały wąsatego hydraulika dopiero 26 maja. Bardzo czekałem na ten film i nawet chłodne nastawienie krytyków, nie osłabiły mojego entuzjazmu. Bierze on się stąd, że uwielbiam Nintendo, a Mario to ich największa marka. Po samym seansie dochodzę do wniosku, że to idealna ekranizacja Super Mario Bros i kiepski film.
Mario… jest niepotrzebny
Fabuła tego filmu to jego największa wadą. W zasadzie jej nie ma. Podobnie jak w grach, produkcja podąża pretekstową historią o ataku Bowsera i porwaniu księżniczki Peach. Największym odejściem od poprzednich przygód Mario jest to, że przenosi się on z prawdziwego świata do grzybowego królestwa. Początkowe sceny na ulicach Brooklynu były męczące. W tym momencie produkcja przypomina parodię, która chce zaliczyć wszystkie klisze kina Hollywoodzkiego.
Mario ma konflikt z ojcem, który nie wierzy w jego firmę kanalizacyjną i zastanawia się, czy jest wartościowym bratem dla Luigiego. Nie mówię, że wprowadzenie do filmu jakichś drobnych motywów i problemów dla protagonisty jest czymś złym. Tylko sama produkcja zdaje się robić to trochę z przymusu, żadna z tych kwestii nie jest rozwijana. W filmie „nie działa” nawet proste ratowanie księżniczki, gdyż Peach służy jako mentor dla Mario. Sama radzi sobie w kryzysowych sytuacjach i umie walczyć. Rozumiem niechęć sprowadzania jej do roli damy do ratowania, ale przez cały seans miałem wrażenie, że nasz wąsaty hydraulik jest niepotrzebny w tej historii i grzyby poradziłyby sobie same.
Chris Pratt to mój Mario
Poszedłem na wersję z napisami i muszę pochwalić oryginalną obsadę głosową. Gdy zapowiedziano, że Chris Pratt (znany przede wszystkim jako Star Lord z filmów Marvela) ma wcielić się w tytułową postać, dołączyłem do fali hejtu. Dziś jest mi głupio. Chris poradził sobie porządnie jako Mario, odpowiednio modulując głos i dodając włoski akcent. Było to wystarczająco charakterystyczne, ale nie denerwowało na dłuższą metę. Jack Black pozamiatał, tak jak wszyscy się spodziewali i w pełni oddał lamersko-złowieszczy charakter antagonisty. Niestety, Anna Taylor-Joy kompletnie się nie starała. To jej głos. Żadnych zmian, zabawy, zero. Aktorka weszła do studia nagraniowego, przeczytała kwestię i wyszła.
Film dla fanów
Jednak nie oszukujmy się, że ktoś poszedłby na ten film, by zachwycać się aktorstwem lub, by śledzić fabułę. Jest to festiwal nawiązań do Nintendo i uwielbiam to. Od plakatów retro gier na ścianach, po jazdę po tęczowej drodze. Super Mario Bros. Movie to zabawa w wyłapywanie easter eggów. Film trwa jedynie 1,5h, na dłuższą metę takie zalewanie widza mechanikami, lokacjami i postaciami ze świata Nintendo, mogłoby być męczące. Jednak film się kończy, zanim przestaniesz się zachwycać tym, że Donkey Kong rzuca beczkami.
Ja też bardzo doceniam, jak autorzy zamieścili tyle elementów z gier Mario w jednym filmie. Ta seria jest bardzo nienarracyjna, więc było to ciężkie zadanie. Jednak przyznam, mnie bawiło, jak areny ze Super Smash Bros służą jako koloseum, platformy do skakania to część architektury miasta, a gokarty są zwykłym środkiem transportu.
Jest kolorowo
Super Mario Bros Movie to przede wszystkim festiwal dla fanów, ale ma w sobie też dużo przyzwoitego humoru. Powstrzymam się przed zdradzeniem za dużo, ale gwiazda z zamku Bowsera, to może być jedna z najzabawniejszych postaci z animacji. Reasumując, jeśli wasze dziecko będzie chciało Was zaciągnąć na film o Mario, nie protestujcie, a jeśli gracie w gry o hydrauliku, sami zabierzcie swoją pociechę do kina.
Casio Stranger Things! Producent wprowadza na rynek model inspirowany serialem Netflixa