Co, jeśli fan ekosystemu Apple i miłośnik gładzika w MacBooku Pro zastąpi Force Touch myszką Logitech MX Master 3S? To najlepsze rozwiązanie w swojej klasie powinno z powodzeniem wyprzeć płytkę dotykową. Ba, dla wielu osób może okazać się remedium na wady gładzika. Jak było ze mną? Spieszę z wyjaśnieniem.
Wcześniej należałem do obozu PC. Przez wiele lat, to właśnie komputery stacjonarne służyły mi do pracy i rozrywki. Cieszyłem się z możliwości swobodnej wymiany podzespołów, a także każdorazowego odświeżenia zestawu peryferii. Choć niektórych cieszy tak zagospodarowana przestrzeń robocza, ja zacząłem odczuwać znużenie. Potrzebowałem świeżości i tak też trafiłem na jeden z ciekawszych wizualnie komputerów AiO (All In one) od Lenovo, z którym spędziłem około trzy lata.
Życie przed Logitech MX Master 3S, czyli o gładziku słów kilka
Z czasem jednak moje zajęcia zaczęły przyjmować mobilny charakter, a nie wszystkie czynności mogłem realizować za pomocą smartfona. Wtedy też postanowiłem dać szansę hybrydom. To był czas pierwszych Surface’ów od Microsoftu. Spróbowałem więc komputera przenośnego 2w1 i co tu dużo mówić – kupiła mnie mobilność tegoż rozwiązania. Jedyne czego mi wtedy brakowało, to spójny system, który cechuje wysoki poziom stabilności. Wiedziałem, że taki istnieje, i nie, nie były to dystrybucje Linuxa, z którymi miałem wiele epizodów. Coraz częściej rzucałem okiem w stronę macOS, a w zasadzie OSX…
Nie odbiegajmy jednak daleko od istoty naszego wpisu, czyli myszy Logitech MX Master 3S. Chodzi o to, że finalnie przesiadłem się na MacBooka z gładzikiem Force Touch i zwyczajnie się w nim zakochałem. Gesty, płynność, wygoda i haptyka odmieniły moją pracę i tym samym na wiele lat zapomniałem o myszy. Dodam, że pracuję z głównie z tekstem, narzędziami webowymi oraz edytorami grafiki. Niemniej, wielozadaniowość to dla mnie mus. Gładzik sprawdzał się wyśmienicie, ale pojawiła się osoba, która powiedziała „Marcin, pora na zmiany. Wysyłam Ci mysz”. Dzięki Sebastian :)
Początkowo podszedłem do tematu sceptycznie, ale wiedząc, o jaką mysz chodzi, postanowiłem dać szansę gryzoniowi i tak na okres kilku tygodni Logitech MX Master 3S całkowicie zastąpił u mnie gładzik. To nie była łatwa przesiadka, ale dziś bez trudu mógłbym pominąć gładzik. Oczywiście pod warunkiem korzystania ze wspomnianego akcesorium. Dochodzimy do meritum, czyli jak naprawdę korzysta się z Logitech MX Master 3S z perspektywy Apple’owca zakochanego w Force Touch.
I nagle wchodzi on, cały na szaro
Rozpakowałem paczkę i przystąpiłem do konfiguracji. Mogłem skorzystać z dongla dołączonego do zestawu lub postawić na natywną komunikację Bluetooth. Wybrałem obydwie opcje i z żalem przyznam, że w pierwszym scenariuszu pracowało mi się lepiej. Wszystko przez przycięcia, drobne lagi, które potrafiły utrudnić mi życie przy „typowym” połączeniu via Bluetooth. Warto o tym pamiętać. Dodam jeszcze, że otrzymałem model klasyczny, nie dedykowany komputerom Apple.
W celu konfiguracji pobrałem aplikację Logi Options+ i muszę przyznać, że tak intuicyjnego interfejsu i sensownego rozmieszczenia poszczególnych opcji się nie spodziewałem. Skonfigurowałem najważniejsze dla mnie elementy, czyli czułość, prędkość przewijania oraz coś, co zmieniło moje przyzwyczajania względem gestów na gładziku. Otóż przypisałem klawiszom oraz rolkom konkretne akcje. Mało tego, dostosowałem je do osobnych aplikacji i tak na przykład rolka boczna działała zupełnie inaczej w Wordzie, a inaczej w Affinity Photo, z którego korzystam do edycji grafik. Szybko zapomniałem o gestach wykonywanych na touchpadzie.
Kiedy wszystko zaczęło zachowywać się tak, jak sobie tego życzyłem, postanowiłem, że choćby nie wiem co, nie będę sięgać do płytki dotykowej. Od poruszania się po interfejsie mam teraz mysz. Koniec, kropka.
Ergonomia istny cud
Pierwsze godziny z myszą nie były łatwe. Nie zrozumcie mnie źle. To kapitalny sprzęt, który potrafi sobą zachwycić, ale lata przyzwyczajeń do gestów zrobiły swoje. Z czasem jednak pozytywne odczucia z Logitech MX Master 3S przekonywały mnie do gryzonia. Najważniejsza okazała się ergonomia. To jak MX Master 3S leży w dłoni i porusza się po powierzchni biurka to poezja. Mój nadgarstek nie męczy się, jak przy „dawniejszych” akcesoriach. Czy było mi wygodniej, niż podczas użytkowania gładzika? Powiedziałbym – porównywalnie, a taka deklaracja w moim przypadku znaczy wiele.
Gładzik pokochałem także za cichą pracę. Element ten jest w zasadzie bezdźwięczny, czego nie można powiedzieć o lwiej części myszy dostępnych na półkach sklepowych. Tutaj Logitech MX Master 3S okazał się odstępstwem od reguły. W przeciwieństwie do poprzedników, model 3S pracuje w zasadzie bez wydawania dźwięku. Kliknięcia są ledwo słyszalne, a jednocześnie łatwo je wyczuć. To kolejna rzecz, która zwyczajnie mi się spodobała. To jeszcze nie koniec.
Logitech MX Master 3S ma dwie rolki do przewijania. Jedna z nich znajduje się na lewej stronie i służy np. przełączaniu się pomiędzy kartami przeglądarki internetowej. Główna rolka została umieszczona pomiędzy dwoma przyciskami i nie jest to typowy element znany z innych myszy. Otóż rzeczony dodatek może pracować w dwóch trybach – standardowym, skokowym oraz w tak zwanym płynnym. O ile o pierwszym nie ma sensu rozprawiać, o tyle gładkie, niemal niekończące się przewijanie to coś, co zaskarbiło sobie moje uznanie. Naturalnie praca jest tu bezgłośna.
Przesiada: sukces czy porażka?
Tak, Logitech MX Master 3S ma jeszcze dodatkowe przyciski np. wstecz i dalej, oraz klawisz, który może współpracować z gestami, ale to tylko dodatki do pracy wielozadaniowej. Odpowiednio skonfigurowane okazały się pomocne, ale nie czułem tutaj wyższości nad gładzikiem. Czy zatem mógłbym przesiąść się na stałe na mysz i porzucić użytkowany przeze mnie przez lata kontroler?
Powiem tak – Logitech MX Master 3S zostaje u mnie i będzie mi służyć wymiennie z gładzikiem. Tak, współpraca dwóch metod interakcji z systemem może być złotym środkiem. To temat na osobny wpis.