Walka z dezinformacją w dzisiejszych, cyfrowych czasach przenosi się na nowy poziom. Codziennie jesteśmy bombardowani materiałami, które wykorzystują AI lub propagandę. Content Authenticity Initiative ma zamiar pomóc nam zidentyfikować prawdę. Leica M11-P to pierwszy aparat cyfrowy, który to umożliwia.
Nie ważne czy chodzi o propagandę, która płynie z wojennych regionów czy też o fotografie, które okazują się być dziełem AI, a nie prawdziwego fotografa. Wszystko w przyszłości zależeć będzie od tego, czy będziemy potrafili rozróżnić prawdę od fałszu.
- Peach Fuzz Pantone i motorola
- spotify powrót starej funkcji
- kalkulator prezent dla twojego księgowego
- Xiaomi Mijia P1 czajnik z redukcją szumu
- Apple ma na chwilę spokój z UE
Nauczyliśmy się ignorować spadki od nigeryjskich książąt, nie wysyłamy już za darmo paczek botom na OLX. Czy potrafimy jednak rozpoznać fałszywe zdjęcia i obrazy? Niewątpliwie potrzebna nam jest w tym pomoc. Leica M11-P to coś, co znacznie to ułatwi.
Leica M11-P na nowo
Leica M11-P to nowy model, który dołączył do oferty razem z Leica Summicron-M 28 mm f/2.0 ASPH. Model M11-P jest oparty na znanym nam już dobrze modelu M11. Powtarza też wszystkie jego najlepsze cechy, jak 60 MP matrycę oraz nowy procesor obrazu Maestro 3, zakres ISO 64-50000, tryb seryjny 4,5 kl./s, ekran o rozdzielczości 2,3 mln pikseli. Jest tu jednak kilka zmian względem oryginału — zwiększono pamięć z 64 GB do 256 GB, wyciszony mechanizm migawki, brak kultowej czerwonej kropki oraz system certyfikacji zdjęć. Widać tu wiec, że aparat ma być skutecznym narzędziem do pracy, zwłaszcza tam, gdzie robi się gorąco. Cenę aparatu ustalono na 44 000 zł. Więcej informacji o samym aparacie, znajdziecie w tym linku.
Leica SOFORT 2 – może i bardziej plastikowa od FUJI, ale przynajmniej dwa razy droższa
Leica M11-P ma jedną funkcję, która wymaga specjalne uwagi. To możliwość podpisywania autentyczności wykonanego zdjęcia bezpośrednio w aparacie. Ma to zapewnić pełną transparentność procesu twórczego — od wykonania zdjęcia, przez jego obróbkę aż po publikację.
Technologia nazwana „Content Credential” została stworzona przez Content Authenticity Initiative. To stowarzyszenie założone w 2019 roku przez Adobe, Twitter (X) oraz New York Times. Do zrzeszenia przystąpiło już wiele dużych firm i instytucji jak Canon, Nikon, Microsoft, Qualcomm, AP i gettyimages.
Zasada działania jest dość prosta do wytłumaczenia. Do materiałów fotografa dodawane są metadane, które mogą być identyfikowane przez serwis w internecie oraz dodatkowe oprogramowanie. Wygląda to jak na przykładzie poniżej. Zdjęcie wykonano w kolorze, następnie artysta dokonał edycji i konwersji na wersję monochromatyczną. Po kliknięciu dedykowanego linku otwiera się strona, która dostarcza dane o zdjęciu, jego autorze oraz chronologii zmian.
Muszę przyznać, że to niesamowita możliwość, która w przyszłości pomoże walczyć z dezinformacją oraz nadużyciami AI. Jeśli ta technologia stanie się standardem w fotografii, internet może się stać znacznie bezpieczniejszym miejscem. Więcej informacji o stowarzyszeniu CAI znajdziecie na oficjalnej stronie.