Sprzęt dla graczy to kategoria tych produktów, po których wiem, czego się można spodziewać. GIGANTYZMU, przerośnięcia, tony kolorowych ledów i fikuśnych wzorów czy wypustek. Paskudztwo, ale czego nie zrobią producenci dla grupy odbiorców? Przecież to oni dyktują warunki. Cieszę się jednak, że HyperX Solocast, które przyjdzie mi testować najbliższe tygodnie, jest absolutnym zaprzeczeniem tych ponurych (kolorowych) praktyk.
HyperX Solocast to sprzęt, który dedykowany jest graczom, streamerom, ale HyperX też wspomina o twórcach. Kiedy zobaczyłem tu urządzenie po premierze, nie byłem w stanie uwierzyć, że nie ma tony ledów i paskudnych dodatków. Co jest za to? Bardzo zgrabna i przede wszystkim niewielka obudowa, masywny statyw, który daje możliwości regulacji mikrofonu aż w dwóch płaszczyznach, a także minimalny interfejs bez niepotrzebnych guziczków czy portów.
Solocast ma jeden, sprytnie umieszczony w górnej części przycisk, który służy do włączania i wyłączania nagrywania. Aktualne ustawienie sygnalizowane jest diodą, która znajduje się z przodu urządzenia. Do dyspozycji mamy port UCB-C za pomocą którego podłączamy urządzenie do komputera/laptopa. Nie zabrakło także możliwości użycia gwintu, które u spodu urządzenia jest aż w dwóch rozmiarach. Sprytnie.
Ogromną zaletą jest także statyw urządzenia. Projektant HyperX naprawdę sprytnie go zaprojektował, bo mamy tutaj kilka naprawdę świetnych funkcji. Przede wszystkim statyw jest ciężki, przez co na pewno nie będzie nam tańczył na biurku, jeśli tylko przypadkowo poruszymy przewodem.
Ponadto ma możliwość regulacji mikrofonu we wspomnianych dwóch płaszczyznach, więc macie dużo więcej swobody w wybraniu optymalnej pozycji. W końcu mikrofon styka się ze statywem tylko w dwóch punktach, tworząc tym samym pomysłowy system antyszokowy, który nie powinien przenosić drgań na mikrofon. Bardzo sprytnie HyperX, jestem ciekawy jak będzie to działać w praktyce, przekonamy się w pełnej recenzji.
Gamerzy, streamerzy, twórcy – brzmi obco? Wcale się nie dziwię. Przez kompaktowe gabaryty Solocasta, świetnie się nada na… mikrofon do komputera. Korzystam z niego od kilku dni jako głównego mikrofonu do telekonferencji, a moi rozmówcy zachwyceni są jakością dźwięku, z jedyną wadą, że jest to mikrofon pojemnościowy, a więc zbiera wszystko z otoczenia, nie tylko Wasz głos, ale także to gdy kręcicie się na krześle. To oczywiście nie wada mikrofonu, tylko jego charakterystyka.
Dotychczas do nagrywania wokali do video, czy też do nagrywania podcastów korzystałem z mojej staruszki Audio Technica AT2020, która dawała świetną jakość, ale mam wrażenie po pierwszych testach, że HyperX jakością może ją wygryźć. Zauważyłem, że przede wszystkim nie słychać żadnych szumów, a jakość jest naprawdę imponująca, jak na takie maleństwo. Pełen test już wkrótce, a sam Solocast przejdzie prawdziwą szkołę życia ze mną, gwarantuję.
Pełna recenzja już wkrótce!