Jak być może wiecie, od kilku miesięcy trwa strajk hollywoodzkich scenarzystów, którzy domagają się m.in. wyższych stawek, większej kontroli kreatywnej nad swoimi skryptami, stabilności w zatrudnieniu oraz ograniczeniu korzystania ze sztucznej inteligencji w tworzeniu filmów.
Teraz dołączyli do nich aktorzy, którzy też mają kilka zastrzeżeń do tego, jak wygląda Hollywood. Podczas konferencji prasowej 13 lipca 2023 roku gildia aktorów poinformowała, że oficjalnie dołączyła do strajku scenarzystów w ramach solidarności z kolegami z planu.
Szybko okazało się jednak, że ci również mają swoje powody do niepokoju. W trakcie konferencji głos zabrał m.in. Duncan Crabtree-Ireland, który jest naczelnym negocjatorem ze strony SAG-AFTRA (gildia aktorów). Ten podzielił się oświadczeniem, w którym poinformował, że studio zaproponowało rozwiązanie wyciągnięte żywcem z jakiegoś odcinka “Black Mirror”.
Hollywood chce zrobić z aktorów cyfrowe marionetki
Producenci zaproponowali bowiem, że chcą wprowadzić “przełomowe rozwiązanie AI, które będzie chroniło ich cyfrowy wizerunek”. Jak wytłumaczył dalej:
Tym przełomowym rozwiązaniem AI było to, że nasi statyści powinni zostać zeskanowani, za co dostaną wynagrodzenie za jeden dzień, a następnie ich skan, ich wizerunek, ich twarz będzie wykorzystywana do każdego projektu, który studio sobie wymyśli. Na zawsze, bez pozwolenia aktorów i oczywiście bez wynagrodzenia. Jeżeli to jest “przełomowe rozwiązanie”, to ktoś powinien się jeszcze raz nad tym zastanowić.
Żeby zarysować kontekst – używanie sztucznej inteligencji jest jednym z głównych powodów tego strajku scenarzystów. Ci boją się, że ich praca niedługo zostanie zastąpiona scenariuszami generowanymi przez AI, a scenarzyści w najlepszym wypadku będą jedynie odpowiedzialni za korektę projektów i doszlifowanie ich. Zresztą nawet szefowa SAG-AFTRA Fran Drescher w oficjalnym oświadczeniu podczas konferencji powiedziała:
Musimy teraz stanąć razem, bo będziemy mieli kłopoty. Wszyscy będziemy mieli kłopoty, bo zastąpią nas maszyny.
Tak jak wspomnieliśmy, jeszcze w maju gildia scenarzystów WGA w swoim oświadczeniu wyjaśniła, że zależy im na polepszeniu warunków pracy scenarzystów, a także zapewnieniu podwyżek. Jak podkreślili, wielu członków gildii jest przerażona tym, jak bardzo zmniejszyły się ich przychody na przestrzeni ostatnich lat, chociaż wcale nie mają mniej pracy.
Scenarzyści określali też producentów o to, że nie dostają odpowiednich wynagrodzeń za tworzenie seriali w streamingu, a także zmiany w zatrudnianiu twórców. Studia miały bowiem tworzyć „ekonomię wolnych strzelców” na rynku, który przez lata był zdominowany przez kariery etatowe.
Teraz do strajku dołączyli też aktorzy, którzy opuścili plany filmowe, a także czerwone dywany (jak np. obsada „Oppenheimera”, która wróciła do Los Angeles, by dołączyć do protestów). A co na to stojący po drugiej stronie barykady producenci i studia? Publicznie raczej nie przejmują się postulatami swoich podwładnych. Jak opowiedzieli rzecznicy gildii producentów telewizyjnych i filmowych:
Strajk definitywnie nie jest czymś, czego chcieliśmy, bo studia nie mogą operować bez artystów, którzy powołują nasze filmy i seriale do życia. Gildia niestety wybrała drogę, która doprowadzi do finansowej ruiny tysięcy rodzin, które są zależne od naszego przemysłu.
Szef Disneya Bob Iger powiedział, że oczekiwania scenarzystów nie są realistyczne (a w międzyczasie zwolnił ponad 7 tysięcy pracowników, samemu notując przedłużenie kontraktu do 2026 roku za 27 milionów dolarów rocznie), a inni anonimowi producenci opowiadali na łamach Deadline, że zamierzają… zbankrutować scenarzystów:
Ich celem jest przeciąganie tego tak długo, aż członkowie związków zaczną tracić mieszkania i domy.
Inni nazwali to „okrutnym, ale koniecznym złem”.
Według informatorów wspomnianego Deadline, studia oraz platformy streamingowe chcą wznowić rozmowy na poważnie dopiero w okolicach Bożego Narodzenia, kiedy większość scenarzystów nie będzie już miała pieniędzy. Wówczas to oni będą mogli im narzucić swoje warunki.