Powiadomienia są podstawową metodą zaalarmowania ludzi o informacji, często zawierają jakiś element pilny. Przed erą powszechnego dostępu do internetu istniały jako na przykład flagi w skrzynkach pocztowych, takich fizycznych lub jako mrugające światła na różnych maszynach.

Podobnie było już w przypadku pierwszych telefonów BlackBerry, gdzie pojawiło się powiadomienie poprzez diodę LED oraz dźwięk You’ve got mail. W filmie Eurotrip wybrzmiewa MAIL MOTHERFUCKER! To wszystko teraz zmieniło się w ikony, banery, szuflady w interfejsach systemów operacyjnych oraz wewnątrz aplikacji.

Powiadomienia jednak stają się problemem, właściwie to ich liczba. Według badania firmy Synapse, która tworzy oprogramowanie do zarządzania powiadomieniami, użytkownicy smartfonów otrzymują ponad 100% więcej powiadomień, niż im się wydaje, czyli blisko 73 na dzień. Gdy zerkam do cyfrowego dobrostanu w moim telefonie, widzę, że średnio oscyluję w okolicy 350. A uwierz mi, ostatnimi czasy starałem się zredukować ich liczbę…

Porozmawiajmy o powiadomieniach

Screenshot 20210804 220756 Digital Wellbeing

Nasza uwaga jest teraz walutą. Twórcy aplikacji biją się o nią i w tej walce wszystkie chwyty są dozwolone. To jest biznes, na tym się zarabia. Sam pracuję jako projektant UX i jakbym nie gloryfikował tego zawodu, to na końcu i tak chodzi o hajs. A skoro uwaga użytkownika jest w uproszczeniu generatorem tego hajsu, to musimy zadbać o to, aby jak najwięcej czasu i jak najczęściej było spędzone w naszym produkcie. Powiedziało spore grono twórców. Tak oto mamy sytuację, gdzie możemy być atakowani setki razy na dzień. A te ataki są przemyślane. Bardzo często wykorzystują one psychologię, behawioryzm, nasze wcześniejsze sposoby korzystania z aplikacji. Badania Larrego Rosena (Autora książki The Distracted Mind: Ancient Brains in a High-Tech World) jednoznacznie wykazały, że powiadomienia wywołują u nas stres. Jeśli ktoś paręset razy na dzień nas stresuje, to nie ma bata, żeby wyszło nam to na dobre. Mruganie, bzyczenie, brzdękanie na telefonie oraz komputerze przez cały dzień na pewno nas nie odpręża.

Screenshot 20210804 225243 Instagram

Ale jak właściwie do tego doszło? Wired przeprowadził wywiad z gościem odpowiedzialnym aktualnie za Material Design od Google, a kiedyś zaangażowanego w powstawanie poprzednika pierwszego Androida. Jak wspomina Matias Duarte pierwsze powiadomienia pojawiły się jeszcze, gdy telefony miały fizyczne klawiatury oraz malutki monochromatyczny ekran. Były to wtedy mrugające diody sygnalizujące, że nasz telefon potrzebuje naszej uwagi, ponieważ ktoś wysłał nam SMS, próbował się do nas dodzwonić lub zostawił wiadomość głosową na skrzynce. Nic więcej nie sygnalizowały, bo nie było nic więcej. Można więc powiedzieć, że sygnalizowały wszystko. Światełka zaczynały mrugać w różny sposób w zależności co chciały sygnalizować, pojawiały się nawet modele z kilkoma diodami.

Poniżej znajdziesz to, nad czym pracował rozmówca WIRED – Danger Sidekick. To powstało jeszcze przed pierwszym Androidem czy iOS, gdy mobilny internet dopiero raczkował. W okolicy roku 2000. Urządzenie poniekąd wyprzedzało swoje czasy. Pełna klawiatura była tam, aby swobodnie pisać maile oraz wiadomości na komunikatorach. W 2000 roku, gdzie w Polsce rozwijało się pokolenie Neostrady.

Untitled

To na Sidekicku pojawił się protoplasta sklepu z aplikacjami, na którym dostępne były właśnie różne komunikatory, a popularną siecią społecznościową był email. Tak, email to sieć społecznościowa. To oni w dokumentacji urządzenia użyli sformułowania powiadomienia. Samo słowo istniało oczywiście już wcześniej, natomiast tutaj zostało ono połączone z tym, co robiło w tym czasie urządzenie.

Co ciekawe, gdy naradzali się, jakie zdarzenie zasługuje na powiadomienie użytkownika w rolę wchodziły wiadomości, emaile (które dostawaliśmy może raz na kilka godzin), alert o nowym wpisie na jakimś blogu, informacje giełdowe. Stwierdzili, że na pewno nie gry. Danger (firma produkująca to urządzenie) zdecydowała się dać możliwość twórcą aplikacji definiowania swoich ikon oraz oferowania podglądu wiadomości w powiadomieniu. Twórcy byli tak zafascynowani tym, co stworzyli, jakie to może mieć benefity dla użytkownika, że nie narzucili żadnych reguł dla tych powiadomień. Myśleli, że w taki sposób najbardziej pomogą ludziom pozostać w kontakcie.Aby wiedzieli co się dzieje na telefonie. Sama dioda nie pokazywała czy to jednak coś dla Ciebie interesującego, czy nie. Główne funkcje wtedy skupiały się na rozmowach telefonicznych i ich ułatwieniach, ponieważ to było najpopularniejsze, potwierdzały to nawet ich badania.

Największe obawy rodziły dźwięki powiadomień. Wtedy nie było jeszcze wibracji przy powiadomieniach. DING i mruganie + podgląd. Tak więc pojawiły się banery na ekranie pokazujące co się dzieje, a Danger stworzyło jedno miejsce, gdzie wszystkie powiadomienia lądowały, aby łatwiej dało się wszystko przyswoić. Centrum powiadomień. Znajome? Potem poszło już z górki wraz z rozwojem iOS oraz Androida. Powódź powiadomień przyszła później. Wraz z popularyzacją multitaskingu, a ta zjawiła się z coraz mocniejszym sprzętem, który na to pozwalał. Wcześniej (2000 rok) dało się odpalić mniej rzeczy na raz, praca była spokojniejsza, nikt ciągle jej nie przerywał. Wtedy to były czasy, teraz to nie ma czasów. Gówno prawda. Jest dobrze, według mnie po prostu zachłysnęliśmy się tym wszystkim. Za dużo na raz. Multitasking nie jest taki zły. W niektórych przypadkach. Teraz jednak wykonujemy wiele rzeczy naraz, a do każdej rzeczy jest aplikacja, każda w jakiś sposób walczy o przetrwanie i próbuje się przypomnieć z tym, co z jej perspektywy najważniejsze.

Jednak na przestrzeni ostatnich kilku lat właściwie wszystko co robimy wiąże się z jakimś oprogramowaniem. A każde zdarzenie w tych oprogramowaniach ma przecież powiadomienie.

Ciekawostka, Jadąc ostatnio autem 120 km do Katowic oraz z powrotem z Bielska-Białej z telefonem podłączonym do Android Auto oraz włączonymi Mapami Google te wysłały mi 1800 powiadomień (dane z Cyfrowego Dobrostanu). Tysiąc osiemset. Wiem, że są one związane z nawigacją no ale halo. Android Auto.

powiadomień 1

Teraz nasz telefon zawibruje przy każdej okazji. Tej ważnej jak na przykład opłacenie rachunku czy próba nieautoryzowanego logowania, jak i przy ukończeniu budowy w naszej ulubionej grze, email z pracy oraz ile spałeś tej nocy.

Wychodzi na to, że stare rozwiązania jak powiadomienia, zakładki itp. nie sprawdzają się teraz. Kiedy wszystko jest tak samo ważne, nic nie jest ważne. Podobnie jak w pracy, kiedy wszystko robimy na ASAPie, nic tak naprawdę nie ma tego najwyższego priorytetu. Priorytet może być tylko jeden, z definicji. Które więc powiadomienie jest najważniejsze? To jest właśnie ekonomia uwagi.

Nie chcę być odebrany jako przeciwnik nowych technologii, wręcz przeciwnie. Lubię i odnajduję się w tym, co można teraz używać. Urządzenia smart, automatyzacje, w to mi graj. Jednak uważam, że to, w jaki sposób technologia się z nami komunikuje musi przejść jakieś odświeżenie. To, co pomagało, zostało przez nas zbyt przyswojone i okazuje się, że to niekoniecznie działa. Tak samo, jak włączenie telewizora na imprezie rodzinnej. Nagle wszyscy odwracają wzrok i jakoś te rozmowy się mniej kleją. Telewizja OK, ale musimy wiedzieć, jak z niej korzystać, abyśmy na tym nie ucierpieli.

Wjeżdża tutaj również FOMO. Jeśli wiemy, że coś nam w kieszeni wibruje, to chcemy się dowiedzieć co to jest, aby nic nam nie umknęło. Teraz dodajmy trochę hazardu. Nie wiemy, czy to coś ważnego, czy ktoś coś od nas chce, teraz, czy ktoś polubił nasze zdjęcie, a może to podsumowanie czegoś. To jeszcze nie wszystko. Wyjmujemy już ten telefon, sprawdzamy, a tutaj info od Spotify, że lubiany przez nas artysta wypuścił nowy singiel, że na Netflixie dostępne jest coś, co musimy obejrzeć, bo oni wiedzą, że nam się spodoba. Jesteśmy smutni, bo nie możemy teraz tego zrobić. Niepotrzebny stres. Ale wszyscy przecież chcą nam pomóc, przy okazji zyskując naszą uwagę.

FOMO, czyli postpandemiczny trend

W trakcie przygotowywania się do tego artykułu szukałem jakichś badań, które przedstawią mi jakiś inny punkt widzenia. No i znalazłem. Oczywiście jest wiele raportów po paręset stron, które kosztują paręset dolarów. Niestety miałem już styczność z kilkoma takimi branżowymi perełkami i często okazywało się, że to, co da się znaleźć w darmowym fragmencie to najlepsza część danego badania / raportu. Znalazłem jednak dwie prace warte uwagi.

Productive, Anxious, Lonely – 24 Hours Without Push Notifications to badanie Instytutu HCI (Human-Computer Interaction). I już na starcie ciekawa sprawa. Otóż badanie miało trwać tydzień i polegać na wyłączeniu wszelkich powiadomień na wszystkich urządzeniach. Niestety znalezienie osób chętnych do podjęcia się tego zadania okazało się trudne a czas przed konferencją, na której badanie miało zostać przedstawione się kurczył. Badacze zdecydowali się więc na skrócenie czasu bez powiadomień do 24h. Udało im się znaleźć tylko (aż?) 30 osób. Badacze pomogli im wyłączyć powiadomienia i rozdali kwestionariusze do uzupełniania swoich odczuć w trakcie czasu bez informacyjnego stręczycielstwa. Wyniki mogą być dość oczywiste.

Zanim jednak przejdę do opisania wyników, warto wspomnieć, że badacze chcieli zweryfikować badanie, które odbyło się kilka lat wcześniej. Podobnie, poproszono grupę osób o wyłączenie powiadomień. Miało to miejsce w 2010 roku. Z tą różnicą, że w pracy. Chodziło o powiadomienia o mailach i SMSach. Tutaj wyniki też dało się przewidzieć. Badani stwierdzili, że byli w stanie się bardziej skupić na pracy oraz wykonywanych zadaniach, oraz mniej im przeszkadzano. Po zakończeniu tego badania wszyscy uczestnicy wrócili jednak do włączonych powiadomień.

Wróćmy więc do badania na temat odczuć po wyłączeniu wszystkich powiadomień na dobę.
Jak dla mnie bez zaskoczeń. Badani zgłosili, że byli mniej resposywni, a kilka osób spytało ich nawet, dlaczego tak wolno odpowiadają. Zdarzało im się nie sprawdzać telefonu przez dłuższe okresy czasu. Czuli się mniej rozproszeni i bardziej produktywni. Czuli, że ominęły ich ważne rzeczy związane z pracą. Tutaj jednak bym był ostrożny, ponieważ ważne dla każdego może znaczyć co innego. Badani zaraportowali również, że czuli obawę przed pominięciem jakiś powiadomień i że sięgali z przyzwyczajenia po telefon, aby sprawdzić notyfikacje. Badanie nie wpłynęło na to, jak zrelaksowani, zestresowani i samotni się czuli.

powiadomień 2

Po dwóch latach od przeprowadzenia badania udało się skontaktować z uczestnikami. Okazało się, że połowa badanych nie wróciła do wcześniejszych ustawień, czyli wszystkie powiadomienia włączone i filtrują to, co może zakłócać ich uwagę. Badanie nie było przeprowadzone na dużej liczbie uczestników, ale jest nam w stanie dać jakiś pogląd na sytuację oraz zachowania.

Natrafiłem również na raport firmy Airship z 2021 roku, gdzie przeanalizowano ponad 600 miliardów powiadomień wysłanych do 2 miliardów użytkowników aplikacji korzystających z ich serwisu. Tutaj możemy się dowiedzieć, że użytkownicy Androida częściej zapisują się na powiadomienia niż użytkownicy iOS. 81% vs 51%. Wpływa na to zapewne polityka Google oraz Apple. Apple wymaga od użytkownika zapisania się na powiadomienia, w przypadku Google jest domyślna zgoda. Jednocześnie CTR na Androidzie wynosi 4.6% a na iOS 3.4%
Ludzie najchętniej otwierają powiadomienia we wtorki, a użycie Emoji oraz innych elementów niż tekst (na przykład zdjęcie) wpływają pozytywnie na procent otwarć powiadomienia.

Ludzie najczęściej wyłączają powiadomienia z powodu… otrzymywania powiadomień. Dość oczywiste, że nie chcą ich aż tyle. Co ciekawe, jeśli wysyła się ich sporo i regularnie, to mniej użytkowników z nich rezygnuje.

Wydaje mi się, że duzi gracze sami zdają sobie z tego sprawę. Z każdą kolejną aktualizacją pojawia się coraz więcej funkcji pozwalających odpocząć, skupić się. Android, iOS, Windows. Tutaj warto się skupić, bo to od nich zależy najwięcej. Cyfrowy dobrostan, monitorowanie tego, co się dzieje, tryby skupienia itp. Jeśli takie firmy coś robią, to znaczy, że coś jest na rzeczy, gdy robią to spójnie.

No dobra, ale co Ty możesz zrobić ze swoimi powiadomieniami. O ile w ogóle przeszkadza Ci ich liczba. Na początek radziłbym zerknąć właśnie do wspomnianych wcześniej centrów powiadomień, aby dowiedzieć się kto tak naprawdę najczęściej zakłóca Twój czas. W moim przypadku okazało się, że jednym z głównych sprawców był gmail. Mam tam podpięte kilka skrzynek odbiorczych. Po przemyśleniu skąd tego się tyle bierze doszedłem do wniosku, że to przez newslettery, do których się pozapisywałem w przypływie pozytywnych emocji. Większości tak naprawdę nie czytałem. Tutaj jeszcze jakieś powiadominia ze sklepów, w których przy robieniu zakupów założyłem konto i tak to sobie puchło. Zacząłęm się wypisywać z newsletterów. Sukcesywnie ograniczać aplikacjom uprawnienia do wysyłania powiadomień, przed dłuższy czas kożystałem z minimalistycznego launchera do Androida, który dodatkowo miał filtry powiadomień. I co? Tak jak na początku tego artykułu wspomniałem. Udało mi się zejść do kilkuset powiadomień dziennie. Walka nadal trwa. Co kilka dni wypisuję się z jakiegoś newslettera lub ograniczam kolejną aplikację, którą dotychczas tylko ignorowałem.

Zainteresował Cię ten felieton? Możesz posłuchać jeszcze odcinka naszego podcastu w tym temacie:

Jesteśmy uzależnieni od powiadomień. Każda aplikacja walczy o naszą uwagę, podwyższając poziom stresu