Gry dzieciństwa to kolejny, weekendowy odcinek, w którym DailyWeb będzie cofało się w czasie. Szanowne Panie, Szanowni Panowie – włączamy tryb nostalgia!

Nostalgia Ah…najlepsi rachmistrze z…ale nie wyprzedzajmy faktów! Jeśli wiecie, do czego nawiązuję, w takim razie rysunkowe gry przygodowe z lat 90′ zaznaczyły obecność w waszym życiu. Przez kolejne tygodnie powspominam nieco świszczące napędy CD-ROM, debaty z kolegami na temat układania totemów w pewnej grze czy analizy podczas wyjścia na piłkę, czy farma wyprodukuje wystarczającą ilość ziarna, aby wyżywić armię.

Gry dzieciństwa od DailyWeb to nostalgiczny powrót do lat dzieciństwa

Lata ’90 miały swój niewątpliwy urok. Zacznę od mojego ulubionego gatunku w tamtym czasie, czyli od gier przygodowych. Będą produkcje 3D z widokiem z pierwszej osoby, jak i klasyczne point & click. Czy komuś wtedy przeszkadzało chowanie do kieszeni drabiny lub miliona różnych przedmiotów? Nie sądzę. Trudno było wybrać tę siódemkę wspaniałych, ale jakoś się udało. Zapraszam do retro zestawienia DailyWeb spod znaku nostalgii i gier przygodowych.

W ramach nostalgicznego powrotu to lat dzieciństwa na łamach DailyWeb ukazały się:

Gry dzieciństwa

Gry dzieciństwa lat ’90 – nostalgiczny ranking siedmiu wspaniałych tytułów

7. Touche: przygody piątego Muszkietera (1995)

Zaczniemy od – zdaje się najmniej znanej przygodówki w tym zestawieniu. Touche jak sam tytuł wskazuje, opowiadał o perypetiach piątego muszkietera – Geoffroi le Bruna. Razem ze swoim niezbyt ładnie pachnącym sługą – Henrim rozpoczynają śledztwo, które ma na celu znalezienie morderców pewnego arystokraty. Typowa gra z kategorii point & click, okraszona sporą dawką humoru, intrygą spod znaku płaszcza i szpady oraz… zdążającego się niezbyt logicznego łączenia przedmiotów. Klimatyczna muzyczka w tle i duże pokłady cierpliwości w dociekaniu, co autor miał na myśli. Duży sentyment do pieczonych szczurów na patyku i sera żółtego. A sam finał – dosyć przewrotny.

gry
fot. kadr z gry „Touche: przygody piątego Muszkietera”

6. Flojd (1998)

Cóż to była za gierka! Flojd, czyli kosmita, zajmujący się wypalaniem w zbożu śladów lądowania UFO wplątuje się w niezłą, międzygalaktyczną intrygę. Pamiętam, że gra była dostępna na czterech płytach CD, co za tym idzie, krótka nie była. Dużo humoru, charyzmatyczny, choć wiecznie smutny główny bohater i całkiem sporo łamigłówek logicznych. Oj dużo czasu nad nią spędziłem i po klasycznych, rysunkowych przygodówkach ten tytuł wydawał mi się estetycznie rewolucyjny, a model postaci oraz tła przypominał gry, oparte na grafice 3D. Świetna historia, dialogi i dużo, dużo kliknięć myszki.

gry
fot. kadr z gry „Flojd”

5. Ace Ventura (1996)

Kto nie układał totemu lub nie sterował sonarem w Ace Venturze, ten nie wie, co to znaczy życie na krawędzi zdrowia psychicznego. Szczególnie w czasach, kiedy internet wydawał odgłosy szatana z routera, a szczytem marzeniem było szybkie włączenie wp.pl. Solucji nie było, tylko czasem można było dorwać interesujący nas poradnik w CD-ACTION lub Secret Service. Pamiętam te rozmowy z kumplami w szkole, jak przejść kolejne zagadki logiczne w tej grze. Świetna polonizacja, fajna kreska, genialny humor. Oczywiście dla fanów żartów Jimma Carreya i postaci Ace’a Ventury. Jodłowanie na pośladkach to masterpiece tak złego skeczu, że aż wybitnego.

gry
fot. kadr z gry „Ace Ventura”

4. Simon the Sorcerer II, (1995)

To właśnie dzięki tej grze poznałem, czym jest Warhammer i rozgrywki w gry wyobraźni fantasy. Podczas tej interaktywnej rozrywki spotkaliśmy paru nerdów, siedzących w małym pomieszczeniu, którzy rzucali kośćmi i tworzyli historie. To taki mój flashback z dzieciństwa. Jeden z wielu, bo fragmentów gry Simon the Sorcerer II w mojej pamięci jest parę. Ogrom lokacji, postaci i humoru to domena przygotówki, opowiadającej o przygodach młodego czarodzieja. I ta urocza pikseloza! W 2003 roku wyszła kontynuacja w wersji 3D, ale niestety retro i wciągająca historia z poprzedniej części wygrywa.

gry
fot. kadr z gry Simon the Sorcerer II

3. Broken Sword II: The Smoking Mirror (1997)

Zanim Nathan Drake zwiedzał świat i doprowadzał do ruiny kolejne lokacje dużo, dużo wcześniej pojawili się George Stobbart wraz z Nicole Collard. Parka przeżywała różne przygody w wielu zakamarkach świata. Pięknie, ale to pięknie i nowocześnie narysowana oraz cudowne cud-scenki. Klasyczna przygodówka z cyklu „wskaż i kliknij”.  Wciągająca historia i świetnie zarysowana relacja między bohaterami. Zacząłem od drugiej części, bowiem jedynka (z tego, co pamiętam) nie była spolonizowana. W głowie utkwiła mi scena otwierająca, kiedy George musiał uwolnić się z więzów i przetrwać starcie z jadowitym pająkiem. Przeszedłem ją nie raz i coś czuje, że nostalgia wjechała tak bardzo, że chyba powrócę do tego tytułu.

gry
fot. kadr z gry „Broken Sword II: The Smoking Mirror

2. Atlantis: Zapomniane opowieści (1997)

I czas na moją pierwszą przygodówkę z pierwszoosobową perspektywą. Było to nowe doświadczenie – czasem przyjemne, czasem odwrotnie. Pamiętam, jak całą rodziną układaliśmy planety w odpowiednim ułożeniu w obserwatorium. Wydawało się, że jest tam milion kompilacji i że to błąd w grze, i dalej nie przejdziemy. Poza momentami frustracji przy logicznych łamigłówkach to był kawał historii, ciekawa intryga, świetne tłumaczenie, zróżnicowane tempo i wiele momentów, które pamięta się po dziś dzień. Przede wszystkim to cudowne latające statki, polowanie na dzika, knajpa Pod Szkarłatnym Kogucikiem i zdradzający nas Laskojt czy wizyta na Antarktydzie. Atlantis tak bardzo wszedł mi do głowy, że nawet zacząłem pisać opowiadanie w tym świecie, więc można powiedzieć, że gra komputerowa zainspirowała mnie to tworzenia pierwszych teksów.

gry
fot. kadr z gry „Atlantis: Zapomniane opowieści”

1.Książe i tchórz (1998)

„Przygody! Ha! Najlepsi rachmistrze z Silmaniony nie zliczyliby, ile miałem ich w życiu! Ta, o której pragnę wam opowiedzieć, jest… szczególna. Zdarzyła się bowiem, kiedy byłem już martwy”.

Wierzcie lub nie, ale po dziś dzień pamiętam monolog czarnoksiężnika Arivalda, który wprowadzał gracza w świat Księcia i Tchórza. Była to moja trzecia gra, w jaką miałem okazję grać na moim drogocennym Pentium II. Po pierwszym Diablo i Earth 2140 dorwałem tę genialnie narysowaną polską przygodówkę w świętej pamięci warszawskim Digitalu. Ach, te cudowne kartonowe pudełka! Wspominam ją z niebywałym „zacieszem” na ustach – przede wszystkim jakieś moje pierwsze 50 uruchomień. Wpierw nie miałem pojęcia, że spacją można pominąć intro czy kolejne dialogi. Dzięki temu znam całą masę tekstów na pamięć. Potem natomiast niechcący nacisnąłem klawisz F5. To był moment, kiedy moje życie nabrało sensu – to właśnie tam znajdował się azyl gracza, czyli menu z zapisem gry. Tak, moje początki grania na PC były bardzo wyboiste, ale pamiętajmy, że to były czasy, kiedy pomocy szukało się u znajomych lub w prasie. Wracając do Księcia i Tchórza, to tytuł, który nawet po wielu, wielu latach sprawia wiele frajdy. Co z tego, że asynchron jest potężny? Reszta działa bez zarzutu. Świetna, przepełniona humorem historia, charyzmatyczni bohaterowie, dużo nawiązań do literatury i genialny dubbing. Arivald przemawiał głosem Kazimierza Kaczora, Galador – Jacka Sołtysiaka, a opryskliwy grabarz-goblin to Arkadiusz Jakubik. Jednym z autorów scenariusza był sam Jacek Piekara, który zresztą w produkcji przemycił parę żartów na temat własnej książki.

gry
fot. kadr z gry „Książe i Tchórz”

Netflix stworzył animacje przy udziale sztucznej inteligencji. Faktyczne braki kadrowe czy oszczędność pieniędzy?