Wczoraj niespodziewanie w Sklepie Play pojawiła się kultowa gra Deluxe Ski Jump 2, autorstwa Fina Jussiego Kosskeli. To nic innego, jak popularna „gra w Małysza”, w którą większość osób z mojego pokolenia zagrywała się na lekcjach informatyki czy rodzinnych imprezach.
Deluxe Ski Jump i jego fenomen, to efekt uboczny „małyszomanii”. Tak jak niewielu się spodziewało, że Adam Małysz zacznie wygrywać, a Polacy pokochają skoki narciarskie – dyscyplinę, którą uprawia garstka osób, w dziesięciu krajach na świecie, tak autor gry z pewnością nie spodziewał się, że jego niszowa produkcja zainteresuje tyle osób.
O „małyszomanii” i jej przyczynach nie będę się wypowiadał, bo na ten temat powstawały nawet prace dyplomowe, ale popularność DSJ można łatwo wytłumaczyć. Gra była niewielka, więc jej dystrybucja na dyskietkach, w czasach gdy nikt nie myślał o prawach autorskich, była łatwa. Dodatkowo był to w tamtych czasach jedyny, bądź jeden z niewielu, tytułów o dyscyplinie, którą właśnie pokochali Polacy, więc po niedzielnym rosole i oglądaniu skoków, każdy mógł spróbować swoich sił jako skoczek. Gra miała także stosunkowo niski próg wejścia, więc do rywalizacji mogłeś zasiadać zarówno z Karolinką z 3c, jak i wujkiem Andrzejem spod Piaseczna. By zostać mistrzem, wymagała jednak długich godzin grania!
Nie bez znaczenia dla popularności gry był także fakt, że oprawa wizualna gry pozwalała na odpalenie jej nawet na kalkulatorze. Po DSJ powstały jeszcze dwie odsłony gry (ta ostatnia dzięki polskim fanom doczekała się nawet ostatnio aktualizacji), jednak autor nie odczuł finansowo sukcesu swojej produkcji. Być może stąd decyzja o wskrzeszeniu najbardziej kultowej wersji gry, tym razem na telefony z systemem Android.
Deluxe Ski Jump 2, w wersji na telefony z Androidem, to ten sam znany i lubiany DSJ. 16 skoczni narciarskich i charakterystyczny dźwięk to nostalgiczny powrót do przeszłości. Gra dostępna jest za darmo w sklepie Google Play. Jest także możliwość pozbycia się reklam za 13 złotych, co polecam wszystkim, w szczególności zaś tym, którzy spędzili przy tytule setki godzin, a sympatyczny programista z Finlandii nie zobaczył dzięki temu nawet złamanego grosza.