Facebook nie ma ostatnio dobrej passy. Tym razem cios nadszedł z kolejnej strony. Gigant został oskarżony o gromadzenie historii połączeń i SMS-ów. Jaka jest prawda? Odpowiedź jest taka jak zawsze: to zależy.
Cambridge Analytica to dopiero początek. Po wybuchu trwającej nadal afery pojawiły się kolejne oskarżenia wobec Facebooka.
O co dokładnie chodzi?
Chodzi o rzekome gromadzenie informacji o połączeniach telefonicznych i wiadomościach SMS wymienianych przez użytkowników Messengera oraz Facebooka Lite. Facebook oczywiście tłumaczy się faktem, że wszystko jest robione dla dobra samych użytkowników i oczywiście za ich zgodą, jak również, że nie ma on dostępu do treści rozmów i ogólnej korespondencji osób. Chodzi o urządzenia z systemem Android. Tłumacząc się wspomina również, że każdy użytkownik ma oczywiście możliwość rezygnacji z tego, by dane prywatne były rejestrowane.
Jak odkryto tę informację?
Powiedziałabym, że przypadkiem, ale od czasu ostatniej afery wiele osób jest bardzo mocno wrażliwych na punkcie przetwarzania ich danych właśnie przez Facebooka. Są osoby, którym chce się sprawdzać jakie dokładnie informacje wyciekają do giganta i w ten sposób programista Dylan McKay pobierając dane aplikacji na swoim smartfonie odkrył, że nie był świadomy faktu, że sms-y oraz połączenia telefoniczne również są przekazywane do Facebooka bez najmniejszych przeszkód. Dylan powiedział zainstalował Messengera w 2015 roku, ale pozwolił aplikacji tylko na uprawnienia, które były wymagane do instalacji. Kilka razy usuwał i ponownie instalował aplikację w dłuższym okresie czasu, ale nigdy nie pozwolił na dostęp do wiadomości SMS i historii połączeń. Dane w archiwum pochodzą jednak z lipca 2017 r. Podobnych odkryć dokonało wielu użytkowników, którzy korzystając z siły Twittera postanowili podzielić się tą informacją i nakłonić kolejne grono osób do zastanowienia się nad bezpieczeństwem ich danych w sieci. Okazało się, że od co najmniej kilku lat Facebook pieczołowicie zbiera takie informacje, a użytkownicy są tego kompletnie nieświadomi.
Nowe funkcje na Facebooku: monetyzacja treści i większe interakcje z fanami
Gdzie jest haczyk?
Podczas pierwszego uruchomienia aplikacji wyrażamy zgodę na wiele rzeczy, w tym właśnie na dostęp do listy kontaktów i rzeczy pokrewnych. Czyżbyśmy zapomnieli jak dużo informacji upubliczniamy nie zdając sobie z tego kompletnie sprawy? Dlaczego teraz próbujemy zrzucić całą odpowiedzialność na kogoś kto, fakt, prawdopodobnie korzysta z tych danych nie tak jak byśmy tego oczekiwali, ale w końcu nie pozyskał ich nielegalnie, prawda?
O co chodzi z tym Androidem?
Problemem jest otwartość samego systemu Android. Android pozwala bowiem na dostęp do prawie wszystkich zasobów użytkownika, w tym zasobów wrażliwych, jak lista połączeń oraz możliwość odczytywania wiadomości. Zazwyczaj system pyta o zgodę, a niczego nieświadomy użytkownik (byle by mieć wyskakujący pop-up z głowy zgadza się na wszystko nawet nie czytając!). Po co jednak aplikacji możliwość odczytywania sms? Zadajcie sobie to pytanie za każdym razem, kiedy jakaś gra czy serwis zapyta Was o nadmierne przywileje.
Listę funkcji do których telefon z Androidem może udzielić dostępu znajdziecie tutaj.
A jak to jest na iOS?
Na iOS programy są odseparowane od wrażliwych danych. Za każdym razem wymagana jest zgoda użytkownika i w każdym momencie użytkownik może tą zgodę odwołać. Zgody wymagają praktycznie wszystkie strategiczne aplikacje takie jak: kontakty, kalendarz, przypomnienia, muzyka, HomeKit czy nawet rozpoznawanie mowy.
To co, zaczniemy zwracać w końcu uwagę na to ile danych udostępniamy do Internetu czy będziemy dziwić się dlaczego i skąd aplikacje tyle o nas wiedzą?