Facebook Dating staje się faktem. Już wiemy, jak wygląda nowa aplikacja randkowa giganta, a także czy Tinder faktycznie powinien czuć się zagrożony.

Trwają testy nowej aplikacji Facebooka, będącej alternatywą dla internetowych serwisów randkowych. Nowy moduł, umożliwiający synchronizację z samym Facebookiem, kilka dni temu został uruchomiony w Kolumbii — kraju słynącym z popularności podobnych serwisów.

Nie wszystkim jednak pomysł samej aplikacji się podoba. Portal technologiczny TechCrunch przygotował obszerną publikację opisującą powody, dla których nie powinniśmy korzystać z nowej aplikacji giganta z Menlo Park. Wśród głosów krytyki pojawiło się nawet stwierdzenie, że „randkowanie bazujące na algorytmie jest nie tylko pustą obietnicą, lecz także cyniczną próbą humanizacji inwigilacji Facebooka”. Jednak, jak to zwykle bywa w takich przypadkach, chętnych na korzystanie z aplikacji mimo wszystko nie brakuje.

https://twitter.com/lmatsakis/status/1043124870387838976

Facebook Dating od kuchni

Choć sama kwestia synchronizacji nowej aplikacji z Facebookiem mogła początkowo budzić pewne obawy, okazuje się, że jest ona dość ograniczona. Nasz profil randkowy nie jest jednoznaczny z profilem Facebook i to my sami decydujemy, które informacje mogą być przekazane do publicznej wiadomości.

Trzeba przyznać, że mechanizm działania aplikacji wydaje się w przypadku Facebooka bardziej rozbudowany i nieco ciekawszy niż w przypadku Tindera. Zamiast prostego przesuwania zdjęć w prawo lub lewo, mamy zestaw pytań i odpowiedzi, których celem jest pomóc nam lepiej poznać innych użytkowników.

Facebook dating

Sam system wysyłania wiadomości również znacznie różni się od tego znanego z Tindera. Rozpoczynając konwersacje, jesteśmy zmuszeni bowiem do nawiązania do jednej z odpowiedzi ze wspomnianego wcześniej formularza lub też zdjęcia udostępnionego w profilu danej osoby. Muszę przyznać, że jest to całkiem oryginalny pomysł.

Kogo możemy w ten sposób poznać? Przede wszystkim znajomych naszych znajomych, osoby mieszkające w tym samym mieście, a także… członków tych samych grup i wydarzeń na Facebooku. Jak widać, wybór jest całkiem spory. To właśnie pula użytkowników, a także ilość posiadanych informacji o nich stanowi najsilniejszy punkt nowego produktu Facebooka.

Facebook vs. Tinder — starcie tytanów, czy spokojna koegzystencja?

Czy Facebook ma szansę zdeklasować Tindera w taki sam sposób, w jaki zrobił to ze Snapchatem? Większość komentujących twierdzi, że jest to całkiem prawdopodobny scenariusz. Moim zdaniem nie będzie to takie proste. Krótka i niezwykle tragiczna historia funkcjonalności Snapchata bazowała bowiem niemal wyłącznie na jednej, dość łatwej do zaadaptowania technologicznej funkcji (My Story). Funkcji, której używaliśmy do dzielenia się naszym życiem z przyjaciółmi. Najczęściej tymi samymi, którzy obserwują nas na Facebooku i Instagramie. Snapchat stracił na popularności nie dlatego, że Facebook robi Stories lepiej, a dlatego, że powielanie tej samej czynności w obrębie różnych mediów przestało mieć sens.

Tinder z kolei to więcej niż przesuwanie zdjęć w prawo i lewo. Twórcom aplikacji udało się nie tylko stworzyć nowy, interesujący koncept onlinowej interakcji, lecz przede wszystkim zbudować pozory oddzielnej społeczności. Zasady na Tinderze są brutalne: rzadko wygrywa tu osobowość, liczy się dobre zdjęcie i szybkość reakcji. Użytkownicy nieczęsto liczą tu także na coś więcej niż krótkotrwała relacja, są za to otwarci na wciąż nowe znajomości i zabawę. Tinder nigdy nie był „poważnym” portalem randkowym. I nikomu to nie przeszkadza!

Sam Facebook przyznaje zresztą, że nie ma zamiaru konkurować z Tinderem, a jego aplikacja posiada inną grupę docelową. Facebook Dating ma być miejscem powstania nowych, trwałych relacji. Aby do tego doprowadzić, twórcy narzucają użytkownikom szereg zasad i ograniczeń w korzystaniu z aplikacji, jak dzienny limit poznanych osób, czy zakaz wysyłania dodatkowych zdjęć i linków. Czy to ma szansę się udać? O tym przekonamy się już po światowej premierze.