Harley Davidson Live Wire, a więc pierwszy elektryczny motocykl spod znaku amerykańskiej legendy to kawał wyrafinowanej technologii. Zaawansowana kontrola trakcji, ABS, dotykowy wyświetlacz i niesamowity napęd to gwarancja emocji nie z tej Ziemi.
Jeszcze parę lat temu informacja o powstaniu elektrycznego Harleya byłyby traktowane na równo z historiami o świętym Mikołaju czy Babajadze. Jak to? HD? Elektryczny? Teraz wiemy, że to właśnie HD wypuściło jako pierwszy ze znanych marek swój elektryczny motocykl i zrobiło to nadzwyczaj dobrze. Emocje jeszcze nie opadły po pierwszej przejażdżce, więc podzielę się nimi z wami.
Wygląd i wykonanie
Czy jest choć jedna osoba, która powie, że Live Wire mu się nie podoba? Silnik z baterią jako element nośny pozwolił niemal dowolnie ukształtować ramę, co dało większe pole do popisu przy jego projektowaniu.
Widać od razu, że model Live Wire miał się wyróżniać z tłumu. Charakterystyczna lampa, światła tylne, krótki zadupek i ergonomia nieznana dotychczas właścicielom pojazdów HD. Całość jest spójna i agresywna, ale bez przesady. Świetnym pomysłem było pomalowanie części silnika na srebrno, który wygląda jak silnik odrzutowy. Skojarzenie jak się okazało, jest bardzo słuszne.
Po co to?
Jeżeli ktoś z was patrzy na HD Livewire przez pryzmat silnika elektrycznego jako zabawki na wieczory czy podróbka motocykla to się grubo myli. Też początkowo myślałem o nim jako czymś innym niż motocykl. Jak się szybko okazało, jest to bardzo krzywdzące, bo jest to pełnoprawny motocykl, który pod wieloma względami zamiata te klasyczne.
Prowadzenie jest kompletnie inne, a przy tym genialne. Nie mamy tutaj mas wirujących w silniku, baku paliwa, które się przelewa, więc całość jest super zwarta i sztywna. Jesteśmy przyzwyczajeni do tych wad i tylko dlatego początkowo czułem się niepewnie przy pokonywaniu zakrętów.
Jazda na elektrycznej rakiecie
To, co jest nieporównywalne to emocje, które towarzyszą ekstremalnie liniowemu oddawaniu mocy. Silnik generuje niby 105KM, ale moje prywatne 160KM wydaje się zamulać niczym skuter przy Harleyu. Brak skrzyni biegów i liniowe oddawanie mocy to coś, co w mieście przenosi wygodę i efektywność na nieosiągalny poziom. Oczywiście, motocykl rwie jak nienormalny osiągając 3s do 100km/h w sposób, który zatrzymuje pracę serca, ale przecież życie to nie tylko starty spod świateł. To, co mnie urzekło to również przyśpieszenia z 50-100km/h, czyli to z czego korzystamy częściej. A wszystko przy akompaniamencie dźwięków rodem z Gwiezdnych Wojen.
Jeżeli tak będzie wyglądać przyszłość życia w mieście, to już mi się ona podoba. Trasy pozostaną jeszcze długo domeną silników spalinowych, ale i to sprawdzimy dla was podczas naszych testów. Nie mogę się doczekać kolejnego dnia na elektrycznej rakiecie.