Jak to mówi stare porzekadło „Do pracy, rodacy!”. Jestem w trakcie pisanie pracy inżynierskiej i znajduję się o krok od świata poważnej pracy. Aktualnie działam jako freelancer tu i ówdzie, ale wpadłem na pomysł, aby zainteresować się stała pracą. Taka w firmie, dużej w firmie.

Nigdy nie miałem okazji brać udziału w mocno oficjalnym „job interview”. Oczywiście, odbywałem już proste rozmowy o pracę, które raczej polegały na pokazaniu się pracodawcy i przekazaniu informacji o dostępności (prawie każdy z nas kiedyś miał „wakacyjną pracę”), niż na faktycznym opowiadaniu o swoim doświadczeniu i zainteresowaniach.

Szczerze? Bałem się jak cholera. Szlifowałem standardowe odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Tworzyłem swoja własne pytania i starałem się na nie natychmiastowo odpowiadać. Przejrzałem wiele pomocnych artykułów. Przygotowałem się merytorycznie pod kątem mojego możliwego stanowiska. Podsumowując: Chodziłem, czytałem i rozmawiałem ze sobą. Polecam – pomaga.

Nie wspomniałem na jakie stanowisko aplikowałem, mianowicie był to Junior Software Tester. Osobiście dla mnie to coś nowego, ale napewno związane z moimi zainteresowaniami, więc WHY NOT?

Nadszedł dzień sądu, pojawiłem się w sali przesłuchań i zaczęło się ostre przesłuchanie oskarżonego.

Żartuję, było bardzo w porządku. Oczywiście stres podczas rozmowy dawał się we znaki, ale jakoś udało mi się wydukać odpowiedzi na wszystkie pytania. Sama rozmowa prowadzona była w języku angielskim z m.in. Duńczykiem, co potęgował uczucie stresu. Mimo to godzina rozmowy minęła tak szybko, że nie zdałem sobie sprawy, że to już koniec. Stres w tym wszystkim okazał się całkowicie zbędny. Oczywiście, ciężko się go wyzbyć w takiej sytuacji. Taka już natura człowieka, ale myślę że kolejne rozmowy, będą już związane z mniejszym poziomem stresu, a co za tym idzie większej pewności siebie, bo niestety tego mogło mi zabraknąć. No i..

niestety, nie udało mi się zdobyć wspomnianej posady. Mimo tego jest to bardzo dobra lekcja na przyszłość. Nie jest to napewno stracony czas, a bardzo dobra inwestycja w wiedzę, którą wykorzystam z pewnością podczas kolejnej rozmowy rekrutacyjnej.

A kto z Was pamięta swoją pierwszą rozmowę o pracę?