Kontynuacja filmu Guillermo del Toro z 2013 roku okazała się najczęściej oglądaną produkcją minionego weekendu i przyniosła w Stanach Zjednoczonych zysk rzędu 28 milionów, tym samym detronizując zawłaszczającą podium od kilku tygodni „Czarną Panterę”. Mimo, iż film nie cieszy się popularnością na Rotten Tomatoes (aktualnie oceniany jest nie wyżej niż 45%), widownia nie zawiodła. Jednak czy na pewno nie zawiodła?
W końcu „Pacific Rim: Rebelia” sprzedaje się gorzej niż pierwsza część serii. Całkowity zysk w Stanach Zjednoczonych po pierwszym weekendzie wyświetlania wynosi bowiem dla filmu o prawie 10 milionów mniej, niż miało to miejsce w przypadku produkcji del Toro. Warto jednak zaznaczyć, że zmienił się budżet filmu – pierwsza odsłona cyklu stanowiła wydatek rzędu 190 milionów, zaś jej kontynuacja dysponowała „tylko” 150 milionami.
Zdecydowanie nie zawiódł cyklu rynek chiński. Aż 65 milionów z globalnego zysku 122,5 miliona dolarów w pierwszym weekendzie „Pacific Rim: Rebelia” zawdzięcza kinom azjatyckim. To wynik aż o 20 milionów wyższy, niż notowano w przypadku filmu del Toro. Nie ma się zresztą czemu dziwić. Nie od dzisiaj bowiem wiadomo, że tematy mechów bardziej trafiają w gusta azjatyckiej widowni. Zresztą o ten rynek właśnie toczy się dzisiaj bitwa. Większe zainteresowanie tytułem wykazała również Malezja niemal podwajając zyski względem pierwszego „Pacific Rim”.
Mniejsze zainteresowanie wykazują serią jednak takie kraje, jak: Korea Południowa z wynikiem 6,9 miliona dolarów dla drugiej części, przy wcześniejszych zarobkach 8,3 miliona dolarów dla pierwszej odsłony; Rosja – 6,8 miliona dolarów (poprzednio 8,9 miliona), Meksyku – 4,9 miliona (5,5 miliona), Francji – 2,5 miliona (3,7 miliona), Wielkiej Brytanii – 2,4 miliona (3,3 miliona) i Australii – 2,1 miliona (2,7 miliona). Niestety, nie dotarłam do danych dotyczących polskich statystyk zarobkowych, ale stawiam, że w rodzimej czołówce wciąż trzymają się mocno „Pitbull. Ostatni pies” oraz „Kobiety mafii”.
Przyznaję, że „Pacific Rim: Rebelia” jakoś nie przyspiesza rytmu mojego serca, choć na film del Toro nie narzekałam. O ewentualnym seansie zadecyduje tutaj raczej nadmiar wolnego czasu i alternatyw, niż pragnienie zobaczenia drugiej odsłony serii.
Autorem artykułu jest Alicja Górska.