Niekoniecznie od razu opowieść. Po prostu porażka w jednej sesji ma dobrze przygotowywać do kolejnej. Przegrywanie w solidny rougelike’u przybiera formę nauki. Często bolesnej, ale sprawiającej, że odbiorca, wraz z każdą kolejną cyfrową śmiercią, lepiej rozumie grę.
„Crying Suns” ubiera umieranie w narracyjne szaty. Każdy powrót, to przebudzenie nowego klona, całkowicie pozbawione wspomnień. Potem następuje przejęcie dowodzenia nad statkiem, skompletowanie załogi i ponowne rozpoczęcie podróży w celu rozwiązania zagadki upadku międzygalaktycznego imperium. Ta przygoda jest pełna różnego rodzaju smaczków, z których możną się dowiedzieć różnych rzeczy na temat aktualnego stanu przemierzanego świata. Zwiedzanie ruin, konfrontowanie się z wyraźnie podejrzanymi osobistościami lub po prostu odwiedzanie kolejnych układów, to wszystko przesycone jest wyjątkową atmosferą „Crying Suns”.
Zaproponowany przez twórców świat jest mroczny, niebezpieczny, a serwowane opowieści bywają przytłaczające. „Crying Suns” to opowieść o trudnej sztuce przetrwania w świecie, który upadł i nie potrafi wrócić do dawnej chwały.
Mechanika zabawy również jest wciągająca. Walki wymagają nie tylko strategicznego działania, ale także reagowania na zróżnicowane pola bitew. To prosty zabieg, który sprawia, że każde starcie nabiera unikatowego charakteru. Natomiast mnie najbardziej spodobała się eksploracja planet. Wybierałem komandosów, oficera, a następnie obserwowałem, jak przemierza on wcześniej wyznaczoną trasę. Nie walczyłem, po prostu patrzyłem, jak drużyna radzi sobie z niebezpieczeństwami. Kluczowe znaczenie dla powodzenia misji ma odpowiedni wybór oficera. Dlatego warto zwracać uwagę na ich umiejętności!