Beng! W weekend ni z tego, ni z owego Snapchat postanowił zmienić nazwę na Snap. Kto by się tam jednak przejmował nazwami, skoro oprócz tego zaprezentowali nowy gadżet i to taki, który ma szansę zrobić zamieszanie nie mniejsze, niż sama aplikacja z żółtym duszkiem.

Kojarzycie aplikację Beme? Otóż jest sobie vloger, nazywa się Casey Neistat i jest zajebiście popularny na całym świecie. Jego aplikacja, Beme, polega na tym, że nagrywa film, kiedy przykładasz ją do klatki piersiowej, a potem od razu umieszcza go w streamie – bez wcześniejszego podglądu, nie mówiąc już nawet o edycji. Wszystko po to, żeby inni odbiorcy mogli zobaczyć świat oczami użytkownika. Jej założenia nie mają już sensu, bo właśnie Snapchat wypuścił okulary dzięki którym odbiorcy twoich snapów dosłownie zobaczą rzeczy takimi, jakimi je widziałeś. Przed chwilą. Teraz. I wiecie co? To się przyjmie. Mimo, że dostępność okularów Spectacles na początku będzie ograniczona, tak samo jak ich działanie (na razie można nagrać max. 10 sekund). Nie ma co zwracać uwagi na to, że podobny gadżet od Google, czyli Google Glass pochłonęło piekło. Sukcesu Spectacles upatrywałbym tam, gdzie różnią się od patrzałek Google’a.

Wiecie, jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego i w świecie SM widać to najdobitniej, zwłaszcza z perspektywy młodych. Facebook jest przykładem platformy do wszystkiego i młodziaków tam coraz mniej. Przenoszą się na mocniej sprofilowanego Snapchata chociażby. Google Glass miały być do wszystkiego, czego efektem było, że właściwie mało kto wiedział… do czego. A oksy od Snapchata – wiadomo – służą do snapowania. Proste – oto sprzęt do pokazania świata z mojej perspektywy. Do tego przyjazny, bo dzięki ładnie wkomponowanym diodom osoby z zewnątrz widzą, kiedy są nagrywane. A właśnie… Ładnie. Popatrzcie na Google Glass, a potem na Spectacles. Potem jeszcze raz na Google Glass i znowu na Spectacles. Nic więcej nie muszę dodawać.

bn-pv315_1016sp_16rh_20160914152131
ZDJĘCIA: KARL LAGERFELD DLA WSJ. MAGAZINE

Możemy narzekać, że jesteśmy za starzy. Że nie rozumiemy wysyłania sobie snapów. Możemy dziwić się, co widzą w tym młodsi od nas i biadolić nad sextingiem oraz tym, że Snapchat służy do wysyłania zdjęć siusiaka (Pssst! Ludzie wysyłali sobie cycki i siusiaki jeszcze przed Snapchatem, tylko nikomu nie mówcie). Może nas wkurzać dorabianie sobie do ryja psiego pyska. Możemy nie rozumieć osób relacjonujących swoje życie na tyle szczegółowo, że na koniec dnia da się w ciemno określić rodzaj wydalanego przez nich stolca. Jeszcze bardziej możemy nie rozumieć tych, którzy oglądają życie innych. Mimo to należy powiedzieć sobie jasno – Snapchat jest najbardziej wpływowym z mediów społecznościowych – w tym sensie, że to on pchnął to co określamy mianem „social media” tam gdzie się obecnie znajduje.

Czyli gdzie? Tu, gdzie liczy się tu i teraz. Kiedyś media społecznościowe służyły do budowania swojego fałszywego wizerunku. Ot, fajnie było po urlopie wrzucić sobie album z fotkami znad morza. Tak nadal podchodzimy do SM my, ludzie w okolicach trzydziestki i starsi. Dzisiejszy, młody „user” kładzie jednak nacisk na pokazywanie tego co robi na bieżąco – „hej, właśnie TERAZ jem burgera!” Bierze się to stąd, że dla tych nieco młodszych od nas ludzi jeszcze bardziej niż dla nas naturalne jest ciągłe bycie w sieci i brak podziału na online i offline. Ja pamiętam jeszcze czasy, kiedy internet można było „włączyć” i „wyłączyć” – dla nich to totalna abstrakcja. To po Snapchacie pojawił się trend na transmisje na żywo, które dotarły nawet na tego nudnego, kombajniastego Facebooka i skostniałego Twittera (tu nawet wcześniej, za sprawą Periscope). Nie wspomnę już o perfidnym zerżnięciu koncepcji „stories” przez FB i doklejeniu jej do Instagrama. Sorry, ale nie ważne, jak bardzo tego nie rozumiemy, i tak to ten „durnowaty” Snapchat jest wyznacznikiem społecznościowych trendów. To dzięki niemu każdy dziś wie, że ma być mobilnie, autentycznie i na bieżąco. Spectacles będą mocnym, pewnym krokiem w tym kierunku i projektem, który – jeśli będzie dobrze poprowadzony – zdobędzie świat. Oby nie ze zbyt wielkim hukiem, bo znowu przyjdzie Facebook i zerżnie pomysł.

https://www.youtube.com/watch?v=XqkOFLBSJR8

Autor: Wojtek Żubr Boliński