Głośno ostatnio o zawarciu umowy pomiędzy Mercedes-Benz Polska, a pisarzem Szczepanem Twardochem. Fala hejtu i żalu, którą zalane zostały wszelkie profile i wzmianki o owym porozumieniu w internecie, zmotywowały mnie do wyrażenia swojej opinii na temat postrzegania wszelakich korzyści reklamowych w Polsce, jak i o braku rozumienia tej kwestii przez przeważającą znacznie większość społeczeństwa. Witajcie w Cebulandii.

Mercedes i...

Cebulandia

Ogólnie jakby nie było to zawsze będzie źle. Sam nie jestem najpozytywniej reagującym na wszystko osobnikiem, ale bez przesady. Pisarz Szczepan Twardoch obwieścił parę dni temu, że został ambasadorem Mercedesa w mediach społecznościowych. Konkretnie, rzetelnie, bez żadnego zatajania informacji. Podał dokładny profit kontraktu – w tym przypadku chodziło o świeżutkiego CLSa 400 4MATIC, którego wielu z nas może mu pozazdrościć, nawet jeżeli ma się nim chwalić wszech i wobec. I to chyba ta zazdrość głównie jest źródłem idiotycznych, niekonsekwentnych zachowań większości społeczeństwa. Szczepan mówi jak jest – źle. Abstrachuje zatajają fakt współpracy z Citroen – źle. Wyjaśnijcie mi coś… To jak ma zatem być? ;)

Szczepan Twardoch i CLS 400

Co ciekawsze – na Szczepana rzucili się hejterzy, a na taką np. Annę Muchę już nie… Albo mniej. Rozumiem dlaczego faceci nie znienawidzli Anny (patrz obraz tytułowy). Śmiem twierdzić, że Pana Szczepana zbesztano, bo w przeciwieństwie do Anny jest postrzegany jako ambitny artysta i inteligentny facet (pardon Ania, ale wiesz jak jest). I teraz kwestia interpretacji. Inteligentny to dogadał się z Mercedesem, marką sama w sobie, która przez setki lat zbudowała obraz w ludzkiej świadomości, że to bardziej synonim jakości niż tylko niemiecko brzmiący wyraz. Dobry pisarz, facet z klasą, inteligentny mężczyzna i Mercedes – jak dla mnie pasuje. Pytanie co nie pasuje „internetom”?

Pies ogrodnika

Skoro ja nie dostałem fury z ikonicznym znaczkiem na przodzie maski to czemu „jakiś pismak” ma dostać? Bo książki pisze? Nigdy! Nie ma na to zgody – jak mawiał pewien polityk. Cała reakcja dziwi mnie jeszcze bardziej po przeszukaniu artykułów na temat Marcina Gortata i jego „związku” z Porsche. Też znacznie mniej jadu wylano. Chciałbym w tym całym szaleństwie znaleźć regułę, bo póki co wychodzi na to, że pomimo besztania ukrywania przez znanych jutuberów faktów o współpracy z poszczególnymi firmami, prawdę podaną jak kawa na ławę krytykujemy jeszcze bardziej, a zatem… Chyba warto jednak zatajać fakt o współpracy/byciu ambasadorem. To nie moje osobiste stanowisko, ale wyciągnięte, logiczne (na tyle na ile można) wnioski z ludzkich zachowań w internecie. A zatem… Może zamiast wpis sponsorowany od dzisiaj stworzymy nową nazwę dla owego zjawiska. Osobiście polecam: „osobisty faworyt” – i tu wpis/video zachwalające dany produkt, bez wzmianki o współpracy. Można? O dziwo można. Społeczeństwo przytaknęło.

Mercedes, Mercedes, Mercedes!

Idiotyzm

Mnie osobiście oburzyła akcja chłopaka Mafasshion i jego ekipy tworzącej content dla gimnazjalistów. Jawnie widzieliśmy w tym wszyscy product placement, który został chamsko przemilczany (Citroen Cactus). Faworytem jednak spośród wszystkich przypadków przemilczenia kwestii współpracy/sponsoringu jest dla mnie kuchcik z kanału „Kocham Gotować” – paei100 i słynne „garnki mojej mamy” od Philipiaka. Wtedy uważałem, że krytyka jest słuszna i jak najbardziej usprawiedliwiona, ale akcja ze Szczepanem to jakiś żart przeciwko ludzkości, choć z drugiej strony… Jak rzekł raz Śp. Stanisław Lem: Dopóki nie skorzys­tałem z In­terne­tu, nie wiedziałem, że na świecie jest ty­lu idiotów. I w tym wypadku zgadzam się z pisarzem w 100%. Z pierwszym, żyjącym nadal pisarzem, który jest bohaterem dzisiejszego wpisu, zgadzałem się co do transparentności „transakcji” do której doszło. Zgadzałem, bo po reakcjach internautów stwierdzam, że lepiej chyba w ogóle o współpracy nie wspominać – hejt będzie mniejszy.

Autor: Bartosz Andrzejewski